wtorek, 7 października 2014

Część XVI - Blizna zostanie

Spotkam się z Bogiem na szklanki dnie,
Spojrzę mu w oczy, spytam czy wie,
Jakby się poczuł gdybym to ja 

Zabrał mu wszystko, wszystko co ma.
          Video - Kryzysowy


Załamał mu się grunt pod nogami. Stał teraz sam obok niedawno zalanego, marmurowego pomnika. Wiatr ostro dawał się we znaki, jednak on nie zwracał na to uwagi. Oparł się o pień pobliskiego drzewa i zwyczajnie osunął się w dół. Wbił paznokcie w korę i zaczął krzyczeć, by zabić rozrywający ból. Zaczął przecząco kręcić głową, że to nie prawda, że to tylko głupi sen. Nie wierzył. Nie mógł się z tym pogodzić. Już prawie oszalał. Zbyt doskonale pamiętał jej błękitne oczy i rytmiczne bicie serca, aby móc zapomnieć. Położywszy na jej grobie białą różę w delikatnym płaczu nieba i zrywającym się wietrze, chciał się pożegnać. Wiedział, że odchodzi i wiedział, że dla swojej córki będzie musiał normalnie żyć. Tak jak do tej pory, zupełnie normalnie. Jednak nie był pewien, czy będzie potrafił...

- Gdzieś ty był? - Piszczek próbował przemknąć przez salon niezauważony, jednak jego matka dała się w ten sposób oszukać tylko raz, a w dodatku parę lat temu, gdy wracał w nocy z imprezy.
- U Kuby - westchnął i usiadł obok niej na kanapie. - A gdzie mogłem być?
- Nie kłam koteńku, brewka ci pyka - spojrzała na syna.
- No...
- No?
- Na cmentarzu...
- Ducha czekałeś, czy co?
- Można tak powiedzieć - odchrząknął.
- Synek... chodź tu - zrzuciła z siebie koc i rozwarła ramiona, a Łukasz bez słowa sprostowania się do niej przytulił. - Chcesz porozmawiać?
Łukasz zarzucił nogi na kanapę i oparł głowę na ramieniu matki. 
- Ciężko mi mamuś - pocałował ją w czoło. - I nie mogę przestać myśleć o tym, co powiedziała matka Ewy - Piszczek przetarł oczy.
- Nie wiem co w nią wstąpiło - obruszyła się Halina - zawistna zawsze była, owszem, ale teraz przegięła.
- Mówisz jak Kuba - stwierdził. - Żebym tylko nie musiał się po sądach ciągać, to ostatnie czego bym chciał.
- To Kuba mówi jak ja, mój drogi - poprawiła go dystyngowanie, ale jednocześnie śmiesznie. Ten ton był u niej charakterystyczny, pełen ciepła, a jednocześnie ironii. Ta kobieta bezbłędnie potrafiła łączyć ze sobą te dwa elementy. - Pojadę z tobą do Niemiec i pomogę ci zająć się Sarą.
- Jesteś wielka - oczy Łukasza zajaśniały. - Wystarczy do świąt, później coś wymyślę.
- Dłużej z tobą nie wytrzymam - uszczypnęła go w policzek. - 20 lat się męczyłam, padł limit.
- Vice versa.
Oboje się roześmiali. Nastała chwila ciszy, którą przerwał Łukasz.
- Nie chcę już nikogo tracić - mruknął. - Najpierw ojciec, teraz Ewa...
- Jak zmarł twój ojciec... - westchnęła.
Łukasz spojrzał na matkę pytająco. 
- Zostałam sama, nie widziałam w niczym sensu. Wiesz... Twój ojciec był. Zawsze, pomimo wszystko. A nagle go zabrakło. I wszystko przestało się dla mnie na chwilę liczyć. Ale zostawił tyle po sobie... Mam przecież ciebie.
- To prawda.

- Tylko błagam - pogłaskała go po głowie - nie zamykaj się w sobie. Spójrz na Sarę, to jakaś część Ewy. Chcą ci ją zabrać co prawda...
- Jaka motywacja, dzięki mamo - zaśmiał się pod nosem.
- Nieważne - roześmiała się. - Ważne, że powinieneś o nią zadbać. 
- Masz rację - stwierdził Łukasz. - To teraz najważniejsze. Tylko... boli.
- Blizna zostanie, ale rana się zagoi.
- Muszę wreszcie zacząć zapisywać twoje złote myśli - zaśmiał się.
- Cicho - skarciła go żartem.
- Mamuś - z dziecięcą miną usiadł na swoich łydkach - a zrobisz mi watę cukrową?
- Chryste panie - Halina złapała się za głowę - Tobie od siedmiu lat to urosło chyba wszystko oprócz mózgu.
- A kochasz mnie? - Wygiął usta w podkówkę.
- Proszę mi nie zadawać takich pytań o trzeciej w nocy, jestem prawie niepoczytalna.
- Ja wiem że kooochasz - pocałował ją w policzek.
- Maszynka do waty jest na strychu, niebieskie pudełko... - westchnęła pani Piszczek.
- Wiedziałem, że kochasz - uśmiechnął się szeroko i pobiegł na górę. Halinie od razu stanął przed oczami obraz jej męża, gdy jeszcze dwa lata temu obdarował ją identycznym uśmiechem. Śmiejące się oczy, wysoko uniesione policzki, z którymi stykały się kąciki ust i czoło, na którym zawsze pojawiały się maleńkie żyłki. 
- Jest - Łukasz wyrwał Halinę z zamyślenia. Udał się powolnym krokiem do kuchni i postawił pudło na stole.
- Trzecia w nocy... - wydukała.
- Dziecko wstaje dopiero za trzy godziny, mamy czas - uśmiechnął się.
```````````````````````````````````````

- Ola! - Blondynka usłyszała za plecami krzyk Ani. - To nie ma sensu, nie idź tam. 
Chmielewska się zatrzymała.
- Nawet jeśli coś wie, to może to obrócić przeciwko tobie - kontynuowała Anka. - Kiedyś miał z Adamem dobre stosunki. Rozprawa dopiero za trzy miesiące - jęknęła. - Mamy czas, coś wymyślimy, Konrad jest z nami, Ola... - nalegała Stachurska. - Wiem, że się uparłaś, ale nie idź tam.
Chmielewska westchnęła.
- Powiedz to Kindze, ciekawe, czy jak kochany Adaś wywali ją z mieszkania, to będzie tak kolorowo. A po trzech latach z Danielem wiem, że jest dupkiem, nie mam zamiaru podpisywać cyrografu...
- Nie podoba mi się to. Jeszcze o tej porze?
- Wcześniej raczej go tam nie spotkam.
- Jak chcesz - poddała się Anka. - W razie czego dzwoń.
Ola zeszła do metra. Warszawa nie zamiera nawet o drugiej w nocy, wciąż kręciło się tu kilka osób. Gdy dojechała na miejsce, weszła do tłocznego lokalu na rogu ulicy. Ostre światło i zapach spoconych ludzi, od których się tu roiło, nie umilał jej poszukiwań. Nie widziała nigdzie Daniela. Chłopaka nie było na jego zaszczytnym miejscu przy barze. Za to kilka metrów dalej, za winklem, spostrzegła pijanego Adama ze znajomymi.
- Za nadchodzące bogactwo - syn zmarłego Laskowskiego wzniósł toast.
- Adasiu, a gdzie jest to mieszkanie? - Zapytała jedna z blondynek siedzących na ogromnej kanapie.
- Apartamentowiec na Pradze, jak tylko wygramy proces, to będzie nasze, dzióbku - pogłaskał blondynkę po policzku.
Chmielewskiej skoczyło ciśnienie. Adam z pewnością mówił o mieszkaniu Kingi. Olka włączyła nagrywanie.
- Nie jest twoje, że musisz wygrywać? - Dziewczyna wyglądała na skonsternowaną. 
- Kochanie, to formalność - pocałował ją w czoło. - Jest drobny zapis o rozdziale majątku, ale chory, więc nam to w niczym nie przeszkodzi.
- Mój gangsterze, tak własnego ojca załatwić... - pociągnęła go za koszulę.
- Patryk wszystko wykonał, z mojej strony była to tylko krótka instrukcja - spojrzał na z pozoru nieśmiałego, chudawego blondyna, który siedział nieopodal. - Ale robotę dzięki mnie dostał, trzeba to było jakoś odrobić - poklepał go po ramieniu.
Ola poczuła, jak ktoś łapie ją za bluzę. Za chwilę popchnięto ją do przodu z taką siłą, iż nie była w stanie postawić oporu. 
- Patrzcie, kto was tu podsłuchuje - zaśmiał się wielki, umięśniony mężczyzna w dresie.
- Naprawdę? - Parsknął młody Laskowski. - Nieładnie Olu, nie spodziewałbym się tego po tobie - pogroził jej palcem. - Komóreczka, widzę, że nagrywasz?
- Za to ja widzę, że się dobrze bawisz - odpowiedziała - ciekawe jak długo.
- Trzy miesiące jeszcze skromnie, później dopiero zacznę - zarechotał. - A tak serio, chcesz to wykorzystać?
- Nie, chcę posłuchać twojego głosu, kręci mnie - sarknęła z ironią i przerwała nagrywanie.
- Cięty języczek - syknął. - To znaczy... możesz wykorzystać, ale ja dostanę mniejszą karę niż ten tu - wskazał na cherlawego blondyna. - A ty możesz na tym bardzo stracić, bo widzisz... Moi kumple za kraty nie pójdą.
- Czy ty mi grozisz? - Parsknęła.
- No... masz rodzinkę, i chyba lubisz ją mieć, co nie?
- Poczekaj - ponownie włączyła dyktafon. - No, lubię mieć rodzinę.
- Wtopa, kluczowy moment przegapiłaś. Nie wiem o czym mówisz - zaśmiał się szyderczo. - Ale nie pcha się nosa w nie swoje sprawy. Pożałujesz, chyba, że usuniesz to nagranie - szepnął jej do ucha.
- Nie boję się - uśmiechnęła się sztucznie.
- Oby jak najdłużej - zaśmiał się - ale przemyśl moje słowa. Lepiej sobie odpuść i zachowaj to dla siebie, bo... bo różnie może być.
- Dzięki za radę, zawsze byłeś dla mnie autorytetem - sarknęła. - Nie licz, że ci się uda - obróciła się na pięcie.
Laskowski patrzył, jak Chmielewska odchodzi, lustrując ją.
- Dobra sztunia - powiedział do swojego znajomego w dresie. - Ale zbyt pewna siebie.
- A jak Daniel coś jej chłapnie?
- Swoje już słyszała, niezły mętlik zrobi to im wszystkim - uśmiechnął się do siebie. - To nam daje przewagę. A Daniela chyba najlepiej unieszkodliwić małym szantażem.
```````````````````````````````````````
Konrad spojrzał na Olę zatroskanym wzrokiem.
- Siostra, Ty żartujesz? - Rzucił jej jabłko. Nic nie odpowiedziała. - No dobra, nie molestowałabyś mnie o siódmej gdybyś żartowała.
- Chyba faktycznie za bardzo się w to angażuję - ugryzła kawałek owocu. - Ale to przypadek, szukałam przecież Daniela...
- Przeznaczenie - Konrad wytrzeszczył oczy.
- Nie drażnij mnie - syknęła żartem.
- Mam dla ciebie niespodziankę - powiedział.
- Mam się bać?
- Możesz. Come on - wskazał ręką, aby poszła za nim.
Wsiedli do auta, a pięć minut później byli już pod mieszkaniem rodziców. Zadzwonili i weszli do środka.
- Dzieci moje kochane! - Anastazja wycałowała rodzeństwo. - Chodźcie dalej, idealnie trafiliście, gramy z tatą w pokera. Herbaty?
- Tak - Ola próbowała zebrać szczękę z podłogi. Spojrzała na Konrada. - Kiedy się pogodzili? - Szepnęła.
- Niedawno - zaśmiał się prawnik. - Ktoś nie przyjechał, więc wziąłem to na siebie.
Chmielewska pokazała mu język.
- Zapowiada się ostry początek niedzieli... - parsknęła.

.........................................
Na początek przepraszam za zaległości w czytaniu Waszych blogów, ale nie jestem czasowa. Postaram się nadrobić! :)
Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomnieliście ;p

niedziela, 13 lipca 2014

Część XV - Prochem jesteś, i w proch się obrócisz

So if she's somewhere near me
I hope to God she hears me
There's no one else
Could ever make me feel
I'm so alive
I hoped she'd never leave me

          Guns N' Roses - This I love

- Hej, wstawaj - Agata potrząsnęła Łukaszem.
- Co? - Obrońca ospale otworzył oczy. - Która godzina?
- Za dziesięć dwunasta...
- Co? - Zapytał rześko. - Sara jeszcze śpi?... Ewa? Śniło mi się?
- Sara jest z moją teściową - spochmurniała Błaszczykowska. - Niestety nie, nie śniło ci się.
Piszczek zamarł w bezruchu. Jednak, stracił wszystko.
- Boże, jak to jej nie ma? - Odpowiedziało mu milczenie. - Ewa... - Do jego oczu napłynęły łzy, które po chwili zaczęły ściekać po policzkach. - Wiedziałaś, że ma bulimię? - Zapytał po chwili.
- Że co? - Warknęła Agata. - To niemożliwe.
Łukasz podniósł się z łóżka i wyciągnął ze swojej torby notes, kładąc go Agacie na kolanach. Wrócił pod pościel i przypatrywał się Błaszczykowskiej, której twarz nabierała białawego koloru.
- Zawsze jadła u mnie wszystko - zawahała się. - I dosyć dużo. Ale nie wiedziałam, że...
- Później wymiotowała lub katowała się na siłowni?
- Niemożliwe - powiedziała drżącym głosem, czytając kolejną kartkę z dziennika.
- Też nie wiedziałem - westchnął, ponownie zanosząc się płaczem.
- Ale nawet jeśli... to miała krwotok mózgowy?
- Wczoraj w szafce z lekami znalazłem jeszcze to - otarł nos i ponownie zbliżył się do swojej torby, jednak tym razem wyciągnął reklamówkę.
- Byłeś wczoraj w domu? - Zdziwiła się.
- Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić - westchnął.
Błaszczykowska wzięła od Łukasza torbę i wyrzuciła na podłogę całą jej zawartość. Wypadło mnóstwo pudełek bez ulotek, w których znajdowały się różne proszki i substancje.
- Co to do cholery jest? - Zwróciła się w stronę Łukasza.
- Nie wiem, szukałem czegoś na uspokojenie... - mruknął.
Blondynka próbowała jakoś zdefiniować pochodzenie proszków, ale ostatecznie się poddała.
- Pójdę z tym do szpitala i popytam.
- Jesteś wielka - uśmiechnął się krzywo.
- Tymczasem zejdź na późne śniadanie - również próbowała się uśmiechnąć. - Ale najpierw zadzwoń do Oli.
Gdy Agata wyszła, Łukasz westchnął. Ignorując olbrzymią ilość nieodebranych połączeń, wybrał numer Chmielewskiej. 
Odebrała po kilku sygnałach.
- Łukasz? Dzięki Bogu, że dzwonisz, już się trochę martwiłam - powiedziała życzliwym tonem.
- Ehh, dopiero wstałem - ziewnął.
- No ładnie... - zaśmiała się - ale przechodząc do rzeczy... z Anką nie ogarniamy tej sytuacji za dobrze, ale...
- Co takiego? - Zdziwił się Piszczek.
- Nie umiem owijać w bawełnę, więc krótko: zajmiemy się wszystkim co jest związane z pogrzebem, rozmawiałyśmy już z rodzicami Ewy. Nie musisz się o nic martwić, tylko przyjedź. Mam nadzieję, że...
- Ola! - Przerwał jej Łukasz - Takich dwóch skarbów jak ty i Ania to ze świecą szukać. A rodzice Ewy, jak to...?
- Agata miała numer do mamy Ewy, więc udało się nam z nimi umówić. Psychicznie to chyba wiadomo jak stoją, ale dało się porozmawiać. - wyjaśniła blondynka. 
- Oni mnie chyba zabiją - Łukasz schował głowę w dłoni. - Maksymalnie nawaliłem.
- Przecież to nie twoja wina... ale jeśli o nich chodzi, musi minąć trochę czasu - powiedziała Ola. - Nie będę pytać jak się czujesz, ale trzymaj się tam mocno.
- Postaram się - odparł.
- To do zobaczenia? - spytała.
- Tak, już niedługo.
- Ok, wspieramy cię - rozłączyła się, a Łukasz powlekł się na dół. Skręcając do kuchni od razu wpadł w ramiona Błaszczykowskiego.
- Stary, pamiętaj, że cię kocham - poczochrał go Kuba.
- Matko, gejee! - Dało się słyszeć głos babci Błaszczykowskiej.
- Spokojnie babciu!
- Spokojna to bym była jakbyś tak zrobił Agacie, mój drogi.
Piszczu uśmiechnął się krzywo i powędrował za Kubą do jadalni. Spojrzał tylko na przygotowane przed Agatę smakołyki, jednak nie miał ochoty na nic.
- Kuba... - pękł Łukasz. - Ja mam wrażenie, że ją zabiłem. To znaczy... że jej nie pomogłem. I to przeze mnie umarła.
Błaszczykowski trzasnął ręką w stół i zamknął drzwi do jadalni.
- Przygotuj się na opierdol - Jakub próbował się uspokoić i wziął trzy głębokie wdechy. - Kurwa jego mać - warknął po chwili - widziałem jak mój ojciec przebija moją matkę nożem. Ty gówno wiesz o tym, co to znaczy kogoś zabić. Przestań się mazgaić. Z tą Ewą było coś nie w porządku i oboje o tym wiemy. Nie mogłeś frunąć do kurwy nędzy, jesteś piłkarzem klasy światowej i musisz dbać przede wszystkim o siebie, a Ewunia obiecała zrobić wszystko, żebyś miał do tego warunki. Sama obiecała, pamiętasz? To ona zaczęła wymyślać pseudo-głodowe-żygo-diety, podczas gdy miała dziecko na głowie! Co byś kurwa zmienił? Stałbyś przy niej i pilnował, żeby nie zwracała obiadku? - Kuba wypuścił powietrze. - Wiem, o zmarłych mówi się albo dobrze, albo wcale... Ale kurwa!? Ta kobieta sama sobie zgotowała śmierć. Tak, dokładnie tak się te jedzeniowe choroby kończą. Aga mówiła mi już o prochach, które znalazłeś... no ciekaw jestem co to kurwa będzie. Ale stary, ty masz dla kogo żyć, masz Sarę, masz szansę. Dasz sobie radę, tylko przestań się obwiniać.
Łukasz siedział osłupiony.
- Przegiąłem? - Uśmiechnął się sztucznie Błaszczykowski.
- Może - powiedział Łukasz - ale gadasz nawet z sensem.
```````````````````````````````````````

Prochem jesteś, i w proch się obrócisz - kapłan posypał trumnę z ciałem Ewy ziemią.
W tej chwili Piszczek zagryzł z całej siły wargę, a jego twarz skurczyła się w grymas bólu, odsłaniając większość żył na jego szyi i czole. W ułamku sekundy zachłysnął się powietrzem i schował twarz w dłoniach. Miał nadzieję, że nikt go nie widzi. Chciał się zapaść pod ziemię i dołączyć do Ewy. To chyba jednak niestety niemożliwe.
Czuł słone łzy na całej twarzy. Gorsze od łez było jednak poczucie winy i bezradności połączone ze świadomością, że wszyscy na niego patrzą.
Nagle Sara zaczęła przeraźliwie płakać. Piszczek wyjął ją z wózka i mocno przytulił.
Grabarze powoli zaczęli opuszczać trumnę. Dębowa szkatułka, w której leżał najcenniejszy skarb Łukasza. Ręce obrońcy zaczęły drżeć, a dreszcze na jego plecach zdawały się przedzierać skórę.
- Boże, nie... - szepnął z pozoru niedosłyszalnie, jednak nie dla dwóch osób. Jego matka objęła go za pas, a Kuba położył mu rękę na ramieniu.
Przerosło go to. Właśnie w tym momencie, to go przerosło. Najchętniej wszedłby teraz pomiędzy grabarzy i wydarł Ewę z tej trumny, a po chwili przywrócił jej życie.
Jest jeden problem.
To niemożliwe.
Z jego oczu wypłynął potok bezsilnych łez.
A może mogłem temu zapobiec? Może gdybym zauważył? Może gdybym z nią dłużej porozmawiał, może coś by się zmieniło? Może nie musiało tak być? Może Sara nie musiała zostać w połowie sierotą? Może nadal moja Ewa by żyła? Może Sara mogłaby mieć matkę, która dałaby jej najcenniejszą na świecie miłość? Może tak do cholery nie musiało być? - myślał, coraz bardziej wściekły, zły, bezradny.
- Łukasz... - potrząsnął go Kuba, który ani na chwilę nie zdjął dłoni z jego ramienia. Wtedy obrońca przypomniał sobie słowa przyjaciela sprzed paru dni. - Pora iść.
- Jeszcze nie dla mnie - westchnął. - Powiedz wszystkim, że przyjdę później.
- Stary... - jęknął Błaszczykowski. Łukasz spojrzał na niego błaganie. - Ale obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego.
- Obiecuję - odpowiedział Łukasz.
Uspokojony nieco Błaszczykowski oddalił się wraz z rodzicami Łukasza. Po chwili zaczęli odchodzić również inni ludzie, których jak się okazało, było niesamowicie dużo. Kilka koleżanek Ewy złożyło Łukaszowi kondolencje, podobnie jak inni znajomi jego i Ewy. Nie złapał jednak z nikim kontaktu wzrokowego. Dopiero gdy zauważył zbliżającą się Olę, uniósł delikatnie głowę. Przez kilka sekund patrzyli sobie w oczy.
- Nie wiem co powiedzieć - westchnęła Chmielewska. - Ale jestem z tobą i wierzę w ciebie Łukasz.
- Dziękuję - po policzku piłkarza pociekły łzy. Nieznacznie zbliżył się do Oli i delikatnie ją objął. - Ja tu jeszcze zostanę - wyszeptał. Odstąpił od blondynki, a ona lekko skinęła głową i opuściła swoją dłoń, którą wcześniej uchwyciła tył szyi Piszczka. Posłała mu nieśmiały uśmiech i poszła w tym samym kierunku, co inni.
```````````````````````````````````````

- Witam wszystkich - wejście Łukasza było nieszczególnie dumne. Piłkarz z opuchniętymi oczami i krzywym uśmiechem zjawił się na stypie dopiero po 3 godzinach. - I przepraszam, że jestem tu dopiero teraz.
Matka Ewy prychnęła i odwróciła wzrok, na co Łukasz zareagował przygryzieniem wargi. Jednak wezbrał się w sobie, aby podejść do państwa Czelabińskich z większą pewnością siebie.
- Wiem co państwo teraz czują - westchnął, zajmując miejsce na krześle. - Aż za dobrze.
- A co, właśnie pochowałeś dziecko? - Warknął Henryk.
- Matkę mojego dziecka - spojrzał mu prosto w oczy. - A jednocześnie kobietę, którą kochałem nad życie.
- Hoo - zarechotała Czelabińska. - Śmieszne. Bo ta kobieta właśnie jest ponad życiem. Przez ciebie - powiedziała głośno.
- Nie wiem - powiedział Piszczek zdecydowanie. - Ale sądzę, że obwinianie mnie nie jest na miejscu. Zrobiłbym WSZYSTKO żeby żyła. 
- Zabawne, bo nie zrobiłeś nic - zarechotała jeszcze bardziej pretensjonalnie. - Dobra panie piłkarz - usiadła na wprost Łukasza, zakładając ręce na stole - to trochę inaczej. Jak wychowasz teraz Sarę, skoro ciągle latasz po boisku za kokosem?
- Poradzę sobie, to już moja sprawa, ale choćbym miał się rozdwoić, zrobię to - powiedział zdecydowanie.
- Co moja córka w tobie widziała? - Pokręciła głową matka Ewy, spoglądając na Piszczka pogardliwie. - Naszą Ewę już zniszczyłeś, nie zrobisz tego samego z naszą wnuczką. My się nią zajmiemy. Zabieramy ją! - Krzyknęła na całe pomieszczenie.
Wszyscy obecni zamarli w bezruchu. Łukasz jednak przełamał ciszę, donośnie się śmiejąc.
- Państwo żartują, tak? - Spytał, wyraźnie rozbawiony.
- Albo po dobroci, albo widzimy się w sądzie. Nie zniszczysz dziecka naszej zmarłej córeczki - warknęła Czelabińska.
- Mam nadzieję, że jednak państwo żartują - Piszczek uniósł brwi.
Henryk odłożył kieliszek i wychylił się powoli w stronę Łukasza.
- Absolutnie nie - powiedział z grobową powagą.
Łukasz był maksymalnie wściekły i zaskoczony.
- Nigdy - zaprotestował. - Nie oddam jej.
- Ciekawe co na to prokurator - Czelabiński dopił zawartość kieliszka i ubrał swoją marynarkę. - Zosiu, wychodzimy. A z tobą kochany zięciu, zobaczymy się niedługo.
Czelabińscy opuścili lokal, zostawiając Piszczka sam na sam z oszołomionym tłumem ludzi.
Błaszczykowski złapał się za głowę i podszedł do Łukasza.
- Chyba ich pojebało, że odbiorą ci Sarę - zaśmiał się cicho. - Nie mają szans.
- Chcą wojny... to będą ją mieli - stwierdził i spojrzał przyjacielowi w oczy. - Szanuję ich, bo to rodzice Ewy, ale Sary nie dostaną.
Wymienili z Błaszczykowskim wymowne spojrzenia.
 ..........................................
Po pół roku, to chyba mogę napisać tylko - voila!
Nie wierzę w to sama, ale płakałam pisząc tą część.
Następny rozdział - nie znacie dnia ani godziny xd

  HEUTE NACHT  
  DEUTSCHLAND 
  WELTMEISTER 


wtorek, 21 stycznia 2014

Część XIV - Amok

Give a little time to me or burn this out
We'll play hide and seek to turn this around
And all I want is the taste that your lips allow
          Ed Sheeran - Give me love

Lekarz stał nad Piszczkiem od dobrych pięciu minut. Piłkarz siedział skulony na krześle i zakrywał twarz dłońmi, jednak nie czuł żalu. Nie czuł zupełnie nic. Tylko pustkę. Zero jakichkolwiek uczuć
- Może pan zajrzeć do pacjentki z sali 5 ? - Pielęgniarka przechodząca obok zwróciła się do mężczyzny w kitlu. - Chciała pana widzieć.
- Już idę - odpowiedział. - Panie Piszczek...
- Tak ? - Łukasz wyrwał się z amoku. Chyba nawet nie wiedział, że lekarz stał nad nim cały czas.
- Czy jest pan w stanie sam dojechać do domu, czy może po kogoś zadzwonić ?
- Nie, dam radę - stwierdził. - Ale może pan jeszcze raz powtórzyć mi, co się stało ?
- Mówiłem panu trzy razy... - Lekarz się zniecierpliwił. - Pańska małżonka nie miała szans na przeżycie, nie jest to pańska wina. 
- Ale gdybym był w domu wcześniej...
- Panie Piszczek - lekarz kucnął i położył mu rękę na ramieniu. - Gdy pan wrócił do domu, prawdopodobnie było po wszystkim. Naczynie w mózgu było już zatkane, nastąpiły nieodwracalne zmiany. Opowiadał pan, że małżonka złapała się za głowę. Wtedy właśnie nastąpił wylew. Potem niedotlenienie. Naprawdę, nic nie można było zrobić. Niech pan wraca do domu.
- Dziękuję - powiedział Łukasz. Wstał i pokierował się w stronę wyjścia z oddziału. Spojrzał na telefon. 51 nieodebranych połączeń. Nie sprawdzał ich, tylko wybrał numer Agaty.
- Halo, Łukasz ? 
- Tak. Jak tam Sara ?
- W porządku, wreszcie usnęła - odetchnęła Błaszczykowska. - Wracaj dziś do nas, nie możemy zostawić cię samego. Już pościeliłam w gościnnym.
- Jesteś wielka Aga. Będę za godzinę.
- Czekamy - rozłączyła się.
Łukasz wsiadł do windy i wybrał najniższy poziom. Gdy zjeżdżał, spojrzał w lustro. Jeszcze nie rozumiał tego, co się stało. Widział swoje odbicie. Tak samo beznadziejne i niepotrzebne, jak to, co się stało. Jak Ewa mogła go zostawić ? W dodatku teraz, gdy niedawno pojawiła się Sara. Jak mógł ją stracić ? Była dla niego wszystkim. Rozumiała go i zawsze wszystko mu wybaczała. Po prostu otrzymywał od niej bezwarunkową miłość i taką samą jej dawał. Więc dlaczego niby teraz ma jej zabraknąć ? Za co, dlaczego ?
- Wszystko w porządku ? - Zapytała go jakaś kobieta. Kiedy ona do cholery wsiadła do tej windy ? 
- Przepraszam - skinął głową. - Niech się pani nie martwi.
Kobieta posłała mu krzywy uśmiech i się odwróciła. Gdy winda stanęła, wyskoczył na parking i wsiadł do swojego Audi. Zapalił auto i chciał gdzieś pojechać. Nie wiedział tylko gdzie, ale jak najdalej. Najlepiej na koniec świata. Ewentualnie tam, gdzie jest Ewa, chociaż wcale mu się tam nie śpieszy. Z rezygnacją zdjął dłonie z kierownicy. Powiedział Agacie, że będzie za godzinę, podczas gdy na dojazd wystarczy mu niecałe dziesięć minut. Gdyby nic się nie stało, właśnie wracałby z Ewką od lekarza. I potem zadzwoniłby do Oli. Z chęcią poszedłby teraz do niej. Ciekawe, czy by tego chciała ? Czy chciałaby patrzeć jak Łukasz Piszczek łamie się przed nią na pół ? 
Nie mógł. Zaczęło go to trawić od środka. Pojawiały się pytania, na które nikt w tej chwili nie udzieli mu odpowiedzi. Cały żal, cała złość i gorycz właśnie się w nim skumulowały. Z całej siły uderzył pięścią w kierownicę i poczuł mrowienie, promieniujące od palców. Sama kierownica nie ucierpiała, jednak ręka Łukasza w jednej chwili zalała się krwią, która ściekała w stronę kurtki. Sięgnął do kieszeni po chusteczki.
- Przestań się mazać - powiedział do siebie, owijając rękę. Gdy skończył, ruszył w stronę swojego domu. Wiedział, że będzie musiał sobie poradzić i chce to zrobić teraz.
Już po paru minutach dotarł do swojego mieszkania, które jeszcze kilka godzin temu było jego i Ewy. Zaparkował auto na krawężniku i przyjrzał się budynkowi, który wydawał mu się zupełnie obcy. Ot, w zwyczajnym dotąd mieszkaniu na cichej, niemieckiej dzielnicy, tkwił teraz jakiś niezdefiniowany lęk. Dziwna była nawet alejka krzewów, ciągnąca się od bramy aż do skalniaka pod schodami. Obrońca poczuł dziwny, przeszywający dreszcz.

Wszedł do środka i poczuł charakterystyczny zapach - zapach Ewy. Jest tu wszystko, co tylko mogło do niej należeć. Zauważył rudą torebkę, która leżała na półce w korytarzu. Co on z tym wszystkim zrobi, wyrzuci to ? 
Wziął skórzany przedmiot w ręce i powędrował do salonu, po czym opadł na fotel. Zaczął pilnie szukać notesu, który Ewa zawsze ze sobą nosiła, a którego nigdy nie pozwalała Łukaszowi dotknąć. Miał przeczucie, że tam znajdzie odpowiedź. Znalazł wreszcie mały, trochę przybrudzony kremowy zeszyt z czerwoną gwiazdką na środku. Otworzył go i zaczął kartkować. Mnóstwo dni, na każdej kartce jadłospis i dokładnie przeliczone kalorie, czasem jakieś zapiski. Wreszcie natrafił na ten jeden, fatalny dzień.

12 października Słabe ciśnienie, w dodatku się objadłam. Ponad 500kcal, o wiele za dużo. Musiałam wymiotować. Myłam dziś lustra, okropnie wyglądam po ciąży, a to już 3 tydzień. Muszę wreszcie zacząć jeść naprawdę mało. Dziwnie boli mnie głowa. Sara cały czas płakała.

Bulimia. Tak, bulimia. Jak on mógł tak zaniedbać sytuację, aby tego nie spostrzec ? Czuł złość na siebie, chociaż tego nie chciał. Jedno było pewne. Ewa miała problem, a on miał trudny sezon. Nic go nie usprawiedliwia, był po prostu ślepy, a Ewa wciąż udawała, że wszystko jest w porządku. Bezmyślnie przeglądając notes, natknął się na inny wpis.

9 wrzesień Urodzę dziewczynkę. Od razu postanowiliśmy - Sara. Zakochałam się w tym dziecku tak samo jak w jego ojcu. Wiem, że będzie wspaniała. Kocham ją już teraz z całych sił. Mam tylko wrażenie, że ją narażam. Gdybym powiedziała Łukaszowi o tym co się ze mną dzieje... odpada. I tak zaczyna się domyślać. Teraz jednak myśl o Sarze przesłania mi wszystko inne. Jeszcze jej nie widziałam, ale nie trzeba przecież kogoś widzieć, żeby go kochać. A ja ją czuję. To niesamowite.

Łukaszowi spłynęła łza po policzku. Wyrwał z kajetu kilka stron, na których Ewa opisała uczucia do Sary. Kiedyś będzie przecież musiał to wytłumaczyć swojej córce. 
Czuł się jednak dziwnie patrząc na notatki Ewy. Jak to możliwe, że te kształtne, okrągłe litery pisała osoba, której teraz nie ma ? 
W kieszeni Łukasza nagle zawibrował telefon. Łukasz zdrętwiał, gdy odebrał.
- Halo ? Co z naszą córką ? - Jego teściowa zaczęła przeraźliwym tonem. - Myślałeś, że się nie dowiemy ? Że ujdzie ci to płazem ? Zniszczyłeś naszą córkę, na pewno nie zrobisz tego z naszą wnuczką!
- Zabiłeś nasze dziecko! Pożałujesz! - W tle rozbrzmiał niczym dzwon głos jego teścia, Henryka. - Jezu, nasza Ewa... Ona nie umarła, prawda ?
- Jedyne co teraz chciałbym powiedzieć, to że żyje - przełknął ślinę.
- Czyli ? - Huknęła Otylia.
- Odeszła - rozłączył się i bezwładnie opadł na dywan, próbując zrozumieć, co właściwie się dzieje.
```````````````````````````````````````

- Za cholerę, nie odbiera - powiedziała Anka. - Nic dziwnego.
- Dzwoniłam już do Agaty - Ola przyszła z sąsiedniego pokoju. - Ma u nich przenocować, zajęli się Sarą.
- Lećmy do Dortmundu - skwitowała Anka.
- Już miałam rezerwować bilety, ale pomyślałam... - Chmielewska zawiesiła się na chwilę. - Spróbuję do niego zadzwonić rano. Pogrzeb będzie raczej w Polsce, więc bardziej się przydamy, jeśli załatwimy tu wszystko za niego, a on przyjedzie.
Ania nic nie odpowiedziała.
- Przesadziłam ? - Skruszyła się Olka.
- Nie, wręcz przeciwnie, to świetny pomysł - uśmiechnęła się Anka. - Zaskoczyłaś mnie.
- Pierwsze słyszę - wytrzeszczyła zabawnie oczy.
```````````````````````````````````````

- Stary - Kuba objął Łukasza, gdy ten tylko wszedł do domu.
- Dzięki, że jesteście - poklepał Błaszczykowskiego po ramieniu i spojrzał na Agatę.
- Chodź do kuchni - blondynka skinęła ręką. Stał tam wózek Sary, lekko czerwonej z irytacji. - Już, już - roześmiała się Błaszczykowska i podała jej butelkę, którą położyła na stole. Mała piła bardzo łapczywie.
- Jak ja się nią teraz zajmę ? - Westchnął Piszczek.
- Pomożemy ci - powiedziała Aga. - Będziemy się nią zajmować na zmianę, zadzwoń jutro do Oli - puściła mu oko.
- No chyba żartujecie - zaśmiał się obrońca. - Nie mogę was nią obciążyć.
- Na zmianę nie będzie problemem, a Ania też pomoże - dodała. - Zaczniemy gadać jutro, okej ? Dziś już...
- Nie ma sensu, wiem - pocałował Agatę w policzek. - Naprawdę jesteście wielcy.
- Ej, ale ty sobie nie pozwalaj - zaprotestował Jakub. - Już mi się do żony ślini.
- Spokojnie - Łukasz walnął go delikatnie w ramię. - Jeszcze ze dwa miesiące poczekam - wszyscy się roześmiali.
Łukasz nakarmił jeszcze Sarę i uśpił ją, po czym pojechał z wózkiem do przygotowanego dla siebie pokoju. Podziękował Błaszczykowskim jeszcze raz i wszedł pod prysznic. Krople gorącej wody nie zmywały ciężaru, jednak uspokajały zmysły. Ciekawiło go też, co wymyśliła Olka. Nie miał dziś jednak siły na nic więcej. Opadł na łóżko, pogrążając się we śnie.
..........................................
Nie dosyć, że krótko, to po wiekach. Wybaczcie, ale naprawdę nie mam kiedy tego pisać. Nie wiem kiedy następny rozdział, masakra. 
Postaram się coś skrobać po trochu.
Pozdrawiam :)

sobota, 21 grudnia 2013

Część XIII - Słyszysz mnie ?

Zostań, potrzebuję Cię tu, 
To co w sobie mam nie chce się dzielić na pół.
          Jamal - Peron

Olka szła chodnikiem z dwoma bagażami. Konrad i Anka nie odbierali, więc zdecydowała się na dotarcie na własną rękę. Złapała piątkę. Powoli zaczynała tęsknić za Polską i Warszawą, chociaż na Niemcy wcale nie mogła narzekać. Wysiadła na Okopowej i zaczęła iść w stronę mieszkania Konrada. Cały czas ktoś za nią szedł, więc dziewczyna przyśpieszyła kroku. Wtedy osoba z tyłu zrobiła to samo. Wtedy Ola próbowała sobie przetłumaczyć, że to nie jest jakiś film, ale przychodziło jej to z trudem. Zaczęła iść jeszcze szybciej. Osoba z tyłu też. Wydawało jej się, że to kiepski żart. Postanowiła stanąć i obrócić się w stronę podążającego za nią człowieka. Jakby co, to przecież dzięki Ance zna cokolwiek karate.
Po ruchach poznała, że wcale nie ma do czynienia z obcą osobą.
- Daniel ? Do reszty ci odbiło ? - Wściekła się Chmielewska.
- Przepraszam - mruknął. -  Nie chciałem cię przestraszyć.
- I dlatego się skradałeś ? - Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
- Tak jakoś - powiedział niepewnie. - Nie o to chodzi. Wiem coś o ojcu Viry, próbowałem ci to powiedzieć, gdy minęliśmy się na Zielenieckiej, ale nie chciałaś słuchać... - Westchnął. - Właściwie to miałem mieć to w dupie, ale zobaczyłem cię w tramwaju.
- A co dokładnie ? - Spytała blondynka.
Sagowski uśmiechnął się szyderczo.
- Teraz to mnie wysłuchasz, tak ? - Zakpił.
- Chodzi mi tylko o Kingę - zapewniła Ola.
- Okej - wyprostował się i włożył ręce do kieszeni. - Być może widziałem wesołego Adasia Laskowskiego w barze, gdy chwalił się swojemu koleżce przejęciem firmy. Okolicznościami też. Słyszałaś plotki o zatruciu Tadeusza ?
- Tak - powiedziała szybko.
- Być może to nie tylko plotki.
- Dobra - Ola parsknęła śmiechem. - Jaką mam pewność, że nie kłamiesz ?
- A dlaczego bym miał ? - Sarknął.
- Zawsze miałeś jakieś powody - Chmielewska miała na myśli liczne sytuacje w ich byłym związku.
- Muszę cię rozczarować - zaśmiał się. - Tym razem zero blefu.
- Wyjątkowo przyznaję, że szkoda - powiedziała.
- Nieważne. Jakbyś czegoś jeszcze chciała, to wiesz, że nie trudno mnie znaleźć - założył czarny kaptur swojej bluzy i ruszył przed siebie.
```````````````````````````````````````

- Halo, Robert ? - Telefon zadzwonił akurat, gdy Ania pakowała zakupy. Podparła go ramieniem i kontynuowała pakowanie.
- Hej Anuś, przepraszam, że nie odbierałem - skruszył się Lewandowski. - Miałem wyciszony.
- Innym razem cię zabiję - zaśmiała się Anka. - Już po treningu ?
- Tak, dziś było w miarę łagodnie - stwierdził Robert. Ani wypadł jeden pomidor, wprost na półkę z gazetą. To chyba był znak, bo dostrzegła nagłówek jakiegoś brukowca: "Romans Łukasza Piszczka ?" Uniosła wysoko brwi, a reszta pomidorów wypadła jej z rąk. Przez chwilę nie wierzyła w to, co widzi. Pod jakimś absurdalnym nagłówkiem było zdjęcie Piszczka, przytulającego jej przyjaciółkę. 
Chwyciła za gazetę i podała ją kasjerce.
- Może pani doliczyć jeszcze to ?
- Oczywiście - uśmiechnęła się ekspedientka.
- Haloo - ze słuchawki rozległ się głos Lewego. - Słuchasz mnie ?
- Teraz tak, przepraszam słonko - zaśmiała się Ania.
- Eh - westchnął Robert. - To może zadzwonię później ?
- Nie, poczekaj tylko sekundkę - Anka zapłaciła za gazetę i pakując wszystko, wyszła ze sklepu. - Już niecierpliwcu. Spytam cię z mostu, gadałam z Agatką, o co chodzi z tobą i Kubą ?
- Rany, Ania - jęknął Robert. - Możemy odłożyć ten temat ?
- Niech ja tylko do ciebie wrócę - pogroziła Stachurska. 
```````````````````````````````````````

Łukasz wszedł do domu i rzucił swoją torbą w kierunku schodów. Na dziś miał zdecydowanie dość treningu. Podążył do pokoju Sary i chwycił śpiące dziecko za rączkę.
- Cześć skarbku - szepnął. Jego uwagę zwróciły pudełka leżące na szafce nieopodal. - Ibuprom, Apap, aspiryna ?
Miał dziwne przeczucia. Wyszedł z pokoju Sary i zawołał Ewę. Jego małżonka zeszła z piętra.
- Cześć kochanie, nie słyszałam cię - powiedziała niezbyt wyraźnie i pocałowała go w policzek. - Dawno wróciłeś ? Sprzątałam w łazience.
- Przed chwilą - odpowiedział. - Dobrze się czujesz ? W pokoju Sary leżały jakieś leki.
- Tak, już w porządku - zapewniła go. - Słaba pogoda, słabe ciśnienie. Głowa mnie trochę bolała.
- Okej - uśmiechnął się. - Jak wczoraj wspominałem, dziś jedziemy do lekarza.
- Po coo - zezłościła się.
- Nie drażnij lwa - zaśmiał się Łukasz. - Kawa ?
- Jasne, zaparz, skoczę na sekundę do Sary - poszła w stronę pokoju ich córki, a Piszczek nastawił wodę.
Już po chwili jego małżonka wróciła.
- Śpi, od rana szalała - uśmiechnęła się Ewka. - Urwis się z niej robi.
- Moja krew - zarechotał Łukasz, jednak za chwilę się skrzywił. Jego żona szła jakimś dziwnym krokiem, jakby łamanym.
- To o której jedziemy ? - Ziewnęła.
- Na 17 - odpowiedział, wyrwany z refleksji. - Ale na pewno dobrze się czujesz ?
- A dlaczego niby nie ?
- Słabo wyglądasz - spojrzał na nią miną zbitego psa.
- Przesadzasz - sarknęła i wstała, aby zalać kawę. Chwyciła za czajnik i już miała kierować strumień wody w stronę filiżanki, gdy nagle stanęła w bezruchu. Pięć sekund, sześć sekund, siedem sekund. Zamknęła oczy i odłożyła czajnik, chwytając skroń palcem wskazującym i kciukiem.
- Co się dzieje ? - Łukasz zbladł.
- Ni...c. Wszystko w... - złapała oddech i zadrżała.
- Ewa ? Ewa ?! - Mówił Łukasz. Z pokoju było słychać głośno płaczącą już Sarę. - Słyszysz mnie ?
- Kocha...m...cię - powiedziała cienkim, wysokim głosem i zaczęła osuwać się na ziemię. Piszczek w porę ją złapał. W ramionach miał wiotką Ewę, której oczy patrzyły w górę. Wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił na pogotowie. Zgodnie z zaleceniem, ułożył Ewę w pozycji bocznej. Pobiegł szybko po Sarę i starał się ją uspokoić, a jednocześnie sprawdzał oddech i puls swojej żony. Już po pięciu minutach zanikł z nią wszelki kontakt. Piszczek wciąż powtarzał na głos, że wszystko będzie dobrze. Nie wiedział ile z sytuacji rozumiała Sara, ale wciąż płakała. Nie utrzymywała jeszcze równowagi, więc Piszczkowi ciężko było ją trzymać i robić cokolwiek. Przyciągnął wózek z jej pokoju do kuchni.
- Szlag mnie trafi - jęknął. Ewa leżała niczym martwa na podłodze, jednak oddychała i jej serce wciąż biło. Nie mógł jej nawet przenieść, bo jak twierdziła dyżurna z pogotowia, mogłoby jej to zaszkodzić. Mógł tylko patrzeć. Nie wiedział, co teraz dzieje się w organizmie Ewy. Pięć minut później pojawili się lekarze z karetki. Od razu zajęli się Ewą.
- Gehirnschlag - powiedział w końcu lekarz, a ekipa momentalnie umieściła Piszczkównę na noszach i wyniosła z mieszkania.
- Nie rozumiem tego słowa - odpowiedział po niemiecku Łukasz. Drugi lekarz, który przeglądał książeczkę Ewy, powiedział:
- Ty też jesteś Polakiem ? - Łukasz skinął głową. - Udar.
- ... Co ?
- Zabieramy ją do szpitala w centrum, stan jest krytyczny - mężczyzna położył Piszczkowi dłoń na ramieniu. - Zajmij się dzieckiem i przyjedź - wybiegł za resztą towarzyszy.
 ```````````````````````````````````````

Olka, Kinga i Ania siedziały na kanapie, w pokoju Anki.
- Przypomniało mi się - Ania wyjęła z torby brukowiec i położyła go na stole.
- Romans Piszczka. Piszczek ma nową towarzyszkę - przeczytała Viru.
- Nie wiedziałam - odpowiedziała Ola ze spokojem.
- Ale chociaż ładne zdjęcie - zaśmiała się Ania.
- Bywały lepsze - prychnęła żartobliwie Ola.
Viru robiła podejrzane miny, od kiedy tylko usłyszała o tym, co powiedział Oli Daniel.
- Nie wiem co robić.
- Nie panikuj Vira, przejdziemy się do Adasia i weźmiemy w obrót Konrada - powiedziała Chmielewska.
- Gorzej już na pewno nie będzie - stwierdziła Anka. W tym samym czasie zadzwonił telefon Olki.
- Kusisz los - burknęła do Stachurskiej. 
Blondynka ledwo przyłożyła telefon do ucha, a już usłyszała:
- Ola ? Łukasz prosił, żebym do ciebie zadzwonił - w głosie Błaszczykowskiego wisiało coś gorzkiego.
- O co chodzi ?
Kinga z Olą nasłuchiwały cichego trajkotania Kuby. Po chwili kolor twarzy Chmielewskiej przeszedł w białawo zielony odcień.
- Żartujesz, prawda ? - Wydusiła z siebie Olka. Jeszcze przez pięć minut słuchała tego, co próbował przekazać jej Kuba.
- Nie mogę wyrobić - powiedział na koniec piłkarz.
- Ok. Cześć. - powiedziała i rozłączyła się, gapiąc się ciągle w ścianę.
- Co jest ? - Spytała przerażona Kinga.
Ola jeszcze przez minutę nie potrafiła się wysłowić. Wreszcie przeszło jej to przez gardło:
- Żona Łukasza... - zawiesiła się Olka. - Ewa nie żyje.


..........................................
No i stało się... A jak napisałam, to ogarnęłam, że to część trzynasta :) Nie da się ukryć, pechowa.
PS. Co myślicie o nowym obrazku na nagłówku ? Mam dylemat pomiędzy tym a poprzednim.

Kochani, życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku. Szczęścia i zdrowia, żebyście znaleźli wszystko to, czego szukacie, a wszystkie podjęte przez was decyzje były trafne. Życzę wam też, abyście znaleźli w swoim wnętrzu to szczęście, które daje siłę. I żebyście przenigdy nie zapominali, że dobro i radość jest w każdym z nas! :))





niedziela, 8 grudnia 2013

Część XII - Głęboki oddech

Szukaj mojego śladu w powietrzu i na fali,
a jeśli o mnie na fali i w powietrzu nie słychać,
to znajdź mnie w sercu twoim -
I niech ja będę jeszcze z tobą przez jedną godzinę.
          Juliusz Słowacki - "Balladyna"

- Ku... - Marco nieprzytomnie rozchylił powieki - ...rwa.
- Co klniesz, co już klniesz ? - Wytrajkotał Gotze leżący plackiem na podłodze.
Reus w przeciągu sekundy chwycił za poduszkę, którą miał pod głową i rzucił w bruneta.
- Kurwa - mruknął Mario.
- I co już klniesz ?
- Cicho! - pomocnik dynamicznie uniósł głowę. - Słyszysz ?
- Ale co ? - Marco zmarszczył brwi. 
- Traaawa rośnie - głowa Mario opadła na dywan. Nie poleżał jednak długo, bo za chwilę zerwał się w stronę łazienki, jak gdyby ktoś do niego strzelał. Bender zarechotał z fotela.
Za chwilę, jednocześnie, rozdzwoniły się telefony Marco i Sebastiana.
- Halo, Ola ? - Odebrał Reus.
- Dzień dobry trenerze... - Mruknął Kehl. Wszyscy zerwali się na równe nogi. Słychać było tylko mordującego się w łazience Mario i wrzask Kloppa ze słuchawki.
- Dzwoniłeś do mnie ? Telefon mi padł, a przyszli fachowcy... - Usłyszał Reus ze słuchawki.
- Tak, próbowałem - odpowiedział na wpół przytomnie.
- Stało się coś ? - Spytała niepewnie. - Dzwoniłeś aż 10 razy, trochę się wystraszyłam...
- Nie - zaśmiał się. W tym samym czasie w pokoju zaistniał chyba stan alarmowy.. - Po prostu... - Bender wyrwał mu słuchawkę.
- Wybacz, ale musimy lecieć na trening - powiedział i rozłączył, wbrew oporowi Reusa.
- Zgłupiałeś ? - Marco wyrwał mu telefon.
- Nie, ratuję twój nędzny tyłek przed jesienią średniowiecza. Rusz dupę, bo Jurgen nas załatwi.
 ```````````````````````````````````````

Kinga usłyszała dzwonek naciśnięty dwa razy - charakterystycznie dla listonosza. Szybko podbiegła w kierunku drzwi i je otworzyła.
- Poczta, proszę tu podpisać - powiedział listonosz.
- Dziękuję - zabrała koperty i przeglądając je kolejno, zaczęła kierować się w stronę kuchni. 
- Jest coś ? - Zapytała jej mama, sącząca kawę. Viru utknęła na jednym liście. Przez chwilę nie wierzyła w to, co czyta.
- O co chodzi ? - Zdziwiła się starsza Laskowska.
- To... - Kinga przełknęła ślinę. - Mamy list z sądu.
- Że co ? - Wściekła się i wyrwała z rąk córki pismo. - Ten gnojek...
- Konrad mówił mi, że tak będzie - westchnęła.
- Jezu... - kobieta zaczęła płakać. Kinga ją przytuliła.
- Mamuś, damy radę - powiedziała. - Konrad będzie nas reprezentował, a Adamowi się dostanie. 
- Nie rozumiesz - zaszła płaczem. - Sądy ciągną się latami... Mało, że Tadek nie żyje ?
- Spokojnie, damy radę - Kinga objęła ją mocniej. - Zadzwonię do Konrada.
Viru pobiegła do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Wzięła głęboki oddech. Wybrała numer Chmielewskiego kilkakrotnie, ale miał wyłączony telefon. Zadzwoniła więc do Oli. Przyjaciółka odebrała dopiero za drugim razem.
- Co ty tam robisz ? - warknęła Kinga.
- Nic mi nie mów - zipnęła Chmielewska. - Wczoraj przyszli ci od remontu mojego gabinetu. Nie pozbyłam się ich do jedenastej, a miałam do zrobienia karty z ośrodka. Poszłam spać o trzeciej, a na dziewiątą mam być.
- Żartuję przecież - zaśmiała się. - Przyszedł pozew.
- Adaś sobie chyba jaja robi - wkurzyła się Olka. - Dzwoniłaś do Konrada ?
- Nie odbiera.
- Próbuj dalej, wiesz jak z nim jest - pokręciła głową Ola. - A skoro Adam chce wojny, to będzie ją miał.
- Mowa - powiedziała Viru. - Jeszcze pożałuje.
- To mi się podoba - zaśmiała się, a jej telefon zawibrował. - Szlag, mam drugie połączenie.
- Okej, trzymaj się.
- Ty też - odpowiedziała.
Wyświetlacz pokazał, że dobija się Reus.
- Hmm ? - Pociągnęła z lekkim sarkazmem Olka.
- Przepraszam za rano - powiedział. - Dopiero się obudziłem, a musieliśmy gnać na trening.
- To teraz nawet razem śpicie, nieźle - podsumowała blondynka.
- Oj Alex... - westchnął Marco. - Przepraszam.
- A czy ja się gniewam ? - Zaśmiała się.
- Ok - zawtórował jej. - Mówiłaś coś o fachowcach ?
- Taak, gabinet, nieważne - usłyszała pukanie do swoich drzwi i spojrzała na zegarek. - Muszę kończyć, mam klienta - rozłączyła się.
 ```````````````````````````````````````
- Dziesięć okrążeń... w jedną stronę - powiedział Klopp tonem sędziowskim. - Potem zawrócicie i zrobicie dziesięć w drugą - odszedł z uśmiechem, by za chwilę obrócić się na pięcie z jeszcze szerszym wyszczerzem. - Oczywiście koteczki, na tym się nie skończy. Raz, raz!
- Nienawidzę was - powiedział Mario, prawie płacząc. Ilkay z Sebastianem i Svenem też płakali, tyle że ze śmiechu, nabijając się z młodszego zawodnika.
- Wyrzygałeś wszystko, nie masz ani grama alkoholu we krwi - zarechotał Ilkay, przybijając żółwika z Kehlem. 
- Ale ile zalet i kolorów, od rana to już chyba ze czwarty odcień na twojej twarzy - zwinął się ze śmiechu Bender. Mario zasyczał ze złości i wyprzedził kpiących piłkarzy.
- Nie fochaj - krzyknął Gundogan, ale Mario dalej biegł.
Tymczasem Marco dogonił Lewandowskiego.
- Narobiliście - zaśmiał się Robert. - Młody ma przewalone.
- Nie tylko on - westchnął Reus.
Biegnących równo zawodników wyprzedził Błaszczykowski.
- Co jest ? - Zdziwił się Marco. - Nadal coś nie tak ?
- Daj spokój - sarknął Lewy.
- Naprawdę ? - Pomiędzy nimi pojawił się Piszczek. - Dowiem się wreszcie o co chodzi ?
- To nie twoja sprawa - powiedział Lewandowski.
- Aha - wkurzył się Łukasz. - Nagle jakieś fochy, słowem się nie odezwiesz, ale nie moja sprawa.
- Wieczne problemy - obruszył się Robert. - Nie mogę. Zawsze coś jest źle, ja w jedną, wy w drugą. Dajmy sobie spokój, co ? - Warknął.
Piszczek stanął. 
- Chyba czegoś nie rozumiem.
- Przestań, prawie w żadnych kwestiach się nie zgadzamy - westchnął Lewy.
- Rozumiem - Piszczek potrząsnął głową. - Właściwie nadal nie rozumiem. 
- No właśnie, dajmy sobie spokój ze sobą i się nie kłóćmy - spojrzał na niego błagalnie. - Proszę.
- Jak chcesz, ale... A zresztą - prychnął Piszczek i wyprzedził ich, doganiając Kubę.
Lewandowski widział, jak Błaszczykowski ogląda się w jego stronę, po czym wraz z Łukaszem biegną dalej. Marco sprawiał wrażenie wrytego w murawę.
- What the, what the ? - Skrzywił się Reus. - Robert...
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedział z przekonaniem.
 ```````````````````````````````````````
- Że co takiego ? - Ewa nadal nie rozumiała tego, o czym opowiedział jej Łukasz. Obrońca jedynie westchnął. 
- A może on ma rację - zastanowił się Piszczek. - Trochę nam nie po drodze - zaśmiał się.
- Tak, nagle nie po drodze - syknęła Ewa. - Okej, nieważne.
- Gdybym to rozumiał, to bym ci wyjaśnił...
- Dobra, koniec tematu - Ewa podała Łukaszowi sałatkę. - Zanieś na stół.
Łukasz wszedł do salonu i sprawnie umieścił sałatkę pomiędzy mnóstwem przekąsek. Podszedł do wózka i złapał Sarę za rączkę. Mała zacisnęła jego palec wskazujący w pięści. Saruśka była taka śliczna, że Łukasz kompletnie stracił głowę. Ewa zaczynała być już lekko zaniepokojona, bo jej mąż potrafił przestać pół godziny nad kołyską i wpatrywać się w małego obywatela leżącego w środku. A kiedy był w domu nie było mowy o żadnym lulaniu do snu w wózku - tylko ręcznie.
Rozległ się dzwonek do drzwi.
Stał w nich Jakub z Agatą.
- No cześć - Piszczu przytulił obojga. Za chwilę przyszła też Ewa, aby powitać gości.
- To gdzie jest Twoja latorośl, Łukasz ? - Zaśmiał się Kuba.
- Zapraszam do salonu - Piszczek zagestykulował ręką, aby udali się do największego pomieszczenia.
Agata wydała jakiś dźwięk na rodzaj pisku.
- Jaka śliczna - zachwyciła się i położyła obok wózka ozdobną reklamówkę. Błaszczykowska sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała zjeść Sarę. Delikatnie zaczepiała o części jej malutkiego ciałka, zaczynając monolog z dzieckiem.
- Możesz być dumny - chlipnął Błaszczykowski.
- Nie ciesz się, teraz twoja kolej - zarechotał Piszczu.
- Czy już wszystkim o tym powiedziałeś ? - Zaśmiała się Agata.
- Cała drużyna to wciąż nie są wszyscy - podsumował ze śmiechem Łukasz.
Błaszczykowska pokręciła głową. Przyjaciele usiedli przy stole, szybko wciągając się w rozmowę. Wkrótce rozległ się dzwonek do drzwi. W progu pojawiła się Ola, Mario, Marco, Bender i Nuri Sahin z żoną.
- Chyba mamy sześciopak! - Zawołał Łukasz.
- Nawet cztery - Marco i Mario podnieśli ręce, w których czaiły się zgrzewki. Łukasz tylko pokręcił głową.
- Wejdźcie - zajaśniał.
Wszyscy pognali do salonu. Przywitali Ewę, Agatę oraz Kubę, po czym oblężyli wózek Sary.
- No, dobra robota stary - oparł się o niego Mario i puścił oczko w stronę Ewy.
- Powiedzmy, że jego - sarknęła ironicznie małżonka Łukasza. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Dobra, leci pierwsza seta - Błaszczykowski odkręcił wódkę. - Za Sarę.
Wszyscy zderzyli się kieliszkami. Ola podeszła do Łukasza.
- Udało ci się dziecko, musisz być dumny - zaśmiała się. - Przesłodka.
- Nie da się ukryć - zawtórował Chmielewskiej. - To teraz czekam na twoje.
- To sobie poczekasz - parsknęła śmiechem.
- Zawieźć cię potem na lotnisko ? - Zapytał.
- Byłabym bardzo wdzięczna - zajaśniała.
- Okej, nie ma sprawy.
Do Łukasza podeszła Ewa.
- Kochanie, możesz skoczyć po małe talerze ? - Położyła mu rękę na torsie.
- Jasne, już lecę - musnął ją w usta i powędrował w stronę kuchni.
Ola w tym czasie stanęła nad wózkiem Sary, przypatrując się małej. 
- Jest cudna - powiedziała Chmielewska.
- Cały tatuś - zaśmiała się Piszczkówna.
Ola przyjrzała się małej.
- No tak, ale usta ma twoje.
Ewa przymknęła oczy i się uśmiechnęła. Słyszała to już kilka razy.
Ola szła nieopodal stołu, gdy podszedł do niej Marco. Dziewczyna kątem oka dostrzegła też na sobie wzrok Goetze. Reus zbliżył się do niej i lekko chwycił ją za talię. Dziewczyna delikatnie odskoczyła. Marco się zmieszał, ale szybko to nadrobił:
- No tak, przepraszam - zaśmiał się. - To o co chodziło z tymi fachowcami ? 
- Jest impreza, gadajmy o przyjemnych rzeczach - sarknęła blondynka.
- Zgoda... - skinął głową - ... ale od wczoraj umieram z ciekawości.
- Mają mi zrobić gabinet w domu - wygięła wargę.
- I cały czas będziesz tam przyjmować ? - Zdziwił się.
- Praktycznie - zastanowiła się. - Ale nie wiem jak to będzie do końca podzielone.
- To chyba nawet dobre wieści - uśmiechnął się.
- Zależy - zaśmiała się Chmielewska.
Impreza rozkręciła się na dobre, każdy rozmawiał z każdym. Reus rozmawiał szczególnie z Olą, która robiła się coraz bardziej niepewna w stosunku do niego. Nagle zaczął słodzić i poćwierkiwać, co nie wyglądało najlepiej. Nie chciała takiego obrotu sprawy. Rozmawiając z Reusem, wymieniała znaczące spojrzenia z Mario, który siedział naprzeciwko. Po chwili wybawił ją Błaszczykowski. Dziewczyna usiadła obok niego i przysłuchiwała się dyskusji o dzieciach. Gdy na chwilę oderwała wzrok od rozmawiających, uśmiechnął się do niej Łukasz. Za chwilę Marco. Świetnie. Chmielewska przeniosła się pomiędzy Tugbę Sahin, Agatę oraz Ewę.
Dziewczyny zeszły wkrótce na korzystny temat, gdyż Ola miała okazję podpytać Ewę o kilka rzeczy.
- Jedzenie jak jedzenie, ale pod dziecko chyba nie jest łatwo ? - Uśmiechnęła się Olka do żony Piszczka. 
- No nie jest - Ewa spuściła wzrok. - To wolno, tego jeszcze nie, a tego w ogóle - przekręciła oczami. 
- A coś jeść trzeba - podrzuciła Tugba.
- Oj tam - zaśmiała się głośno Ewa, zgrabnie poruszając ramionami. - Żartuję. Ale dla dziecka trzeba dobierać.
Chmielewska przyjrzała się dokładnie Piszczkównie. Miała lekko czerwone powieki i przeraźliwie jasną twarz.
- Masz bardzo ładne włosy - uśmiechnęła się w kierunku Ewy Olka.
- Cóż, dzięki - Ewa chwyciła za swoją czarną czuprynę. - Gdyby tylko tak nie wypadały...
Olka przygryzła wargę. Nie miała już żadnych wątpliwości. Spojrzała na Łukasza, który chyba odczytał jej spojrzenie.
- Pssst - Mario skinął głową na Reusa. Ten jakby wyrwany ze snu, okrążył stół i podszedł do przyjaciela. - Głupi jesteś ? - Westchnął Mario. - Nie gap się tak na nią.
Marco spojrzał z przygnębieniem na przyjaciela, ale nie odpowiedział.
- Nie myślałem, że jest aż tak źle - skruszył się trochę Goetze. - Ale dobra.
Mario wstał i zaproponował kolejnego kieliszka, wciągając tym samym siebie i Marco w gadkę z Nurim i Kubą.
Tymczasem zegarek Olki zapiszczał.
- Co jest ? - Spytała Ewa.
- Muszę już iść, za godzinę mam samolot do Polski - uśmiechnęła się krzywo. 
- Wracasz ? - Zdziwiła się Agata.
- Na kilka dni, potem przyjadę z Anią - zgarnęła swoją torbę z krzesła.
- Olczii, już lecisz ? - Zawył Kuba. - Pozdrów Ojczyznę. Stachurską też pozdrów i uprzedź, że lepiej jeśli rozważy zostanie Lewandowską.
- Oj ty - blondynka poczochrała Błaszczykowskiego. 
- Jak to, lecisz do Polski ? - Zdziwił się Marco.
- Anoo... - przeciągnęła Ola. W porę uratował ją Piszczek.
- To jak, podwieźć cię ? - To pytanie było dla niej wybawieniem. Skinęła głową z uśmiechem. Pożegnała się ze wszystkimi i ubrała się, podczas gdy Piszczek wyprowadzał samochód.
- To cześć Ewka, wielkie dzięki - dziewczyny pocałowały się w policzek. - Trzymaj się.
- Ty też, szczęśliwej podróży - uśmiechnęła się Piszczkówna.
Ola pomachała jej już ze schodów. Przeszła przez chodnik i wsiadła do auta Piszczka.
Westchnęła, gdy samochód ruszył.
- I jak ? - Zaśmiał się Piszczek.
- Z takim towarzystwem żadna impreza nie może się nie udać. A jeśli chodzi o Ewę... - Piszczek spojrzał na nią zmartwionym wzrokiem. Wśród ciemności jego twarz była oświetlana tylko przez uliczne latarnie, których światło co chwilę przebłyskiwało przez szybę. Wyraźnie zarysowało jego niebieskie, migoczące z niepokoju oczy i lekko drżący podbródek. - Na pewno bulimia, ale mam wrażenie, że nie tylko. Musisz ją zaciągnąć do lekarza.
- Cholera - prychnął Piszczek. - Nie wiem. Miałem nadzieję, że...
- Ale Łukasz! - Przerwała mu Ola, obracając się delikatnie w jego stronę. - To da się leczyć i niczego to nie skreśla. Ewa musi po prostu iść do lekarza i nie możesz jej ulegać, bo ona nie chce. - Blondynka próbowała ugryźć się w język, ale nie wytrzymała. - Bądź mężczyzną i zabierz ją do tego cholernego lekarza!
Zapadło chwilowe milczenie.
- Masz rację - powiedział wreszcie Łukasz.
- Możesz być zły, ale... - Ola wzięła głęboki oddech.
- Nie, nie jestem, masz zupełną rację - westchnął. - Powinienem to zrobić już dawno temu. Za cholerę nie wiem co mnie powstrzymało.
- Nieważne, masz z nią iść do najwyżej pojutrze i kropka - ziewnęła Ola. - Skąd wiedziałeś, że masz mnie jeszcze podwieźć pod dom ? Mówiłam ci ? - Ola zaczęła się śmiać sama z siebie.
- A dowcipy o blondynkach wcale nie są prawdziwe - zarechotał Łukasz.
- Spadaj - Olka pokazała mu język.
- Pomóc ci znieść to na dół ? - Spytał rozbawiony obrońca, gdy podjechali pod mieszkanie Oli.
- Mam tylko dwie lekkie torebki, dam radę - uśmiechnęła się.
Dziewczyna poszła po ekwipunek, a zeszła na dół trzy minuty później, niosąc w dłoniach dwa bagaże. Łukasz wziął od niej większą torbę i umieścił na tylnim siedzeniu. Za chwilę znów ruszyli w drogę, tym razem w stronę Dortmund Airport.
- Jak już pójdziecie do tego lekarza, to zadzwoń - rzuciła Olka.
- Tak jest - zasalutował Łukasz, doprowadzając tym Chmielewską do śmiechu.
W oka mgnieniu dotarli na lotnisko. Łukasz odprowadził Olę pod kasy.
- No, to czekam na raport - powiedziała zdecydowanie Ola, uśmiechając się. - Dzięki Łukasz.
- Co ? To ja dziękuję - powiedział Piszczek.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Nagle Piszczek zrobił krok w przód ku Chmielewskiej, objął ją i mocno przytulił, spuszczając głowę w okolice jej uszu.
- Wiesz co - powiedział. - Nigdy nie miałem osoby z którą mógłbym tak porozmawiać. To znaczy, tak bez żadnego ucisku.
Ola uśmiechnęła się do niego.
- Ja też bardzo lubię z tobą rozmawiać. Łukasz...
- Pasażerowie lotu do Polski...
- Dobraa, zwijam się - wyrwała się z objęć obrońcy. - Do zobaczenia za tydzień - pomachała mu roześmiana.
Piszczek odmachał i patrzył jak odchodzi, dopóki nie zniknęła za filarem.
..........................................
Ta-daa! - Powiedzmy.
Nie wiem kiedy następny rozdział, ale coś pomyślimy :)
Pozdrawiam was ciepło.

niedziela, 3 listopada 2013

Część XI - Tailer

So cold baby, now I'm going crazy
I don't know why you need me alone
If it was true, if it was you
Don't you think, don't you think I would know ?
          Justin Timberlake - Amnesia

- Cześć - Łukasz przywitał Olę promiennym uśmiechem. - Dzięki, że zgodziłaś się na spotkanie.
- Bez takich mi tu - wesoło przekręciła oczami, na co Piszczek zareagował donośnym śmiechem.
- Rozumiem, już nie będę - roześmiany zdjął buty i umieścił swoją kurtkę na wieszaku.
Zajęli miejsca na fotelach w salonie.
- Więc, chciałem się spotkać, żeby pogadać z tobą o tym, co dzieje się z Ewą - spojrzał na Chmielewską wymownie, a ona tylko skinęła głową. 
- Mów, śmiało.
- Więc... - westchnął. - Przy mnie Ewa je, dlatego trudniej mi cokolwiek zrobić... Ale to i tak śladowe ilości. Poza tym, to... - zawiesił się na chwilę i zbliżył dłoń do oka, jakby chciał otrzeć niewidzialną łzę. - Kurdę.
- Wiem, nie jest łatwo mówić o swoich problemach - Ola nie używała tonu psychologicznego. Mówiła zwyczajnie i naturalnie. - Nie śpiesz się.
- Kfardy bądź, nie mientki - zaśmiał się Łukasz.
- No kfardzielu ? - Zajaśniała blondynka.
- No to wygląda to tak - zaczął od nowa, jednak tym razem pewniej. - Myślę, że Ewa ma bulimię. I nie wiem co jeszcze. Jakieś cholerstwo. Chodzi przygnębiona i wiecznie coś udaje, żebym tylko nie wiedział. Już prosiłem, rozmawiałem... - zastanowił się. - Ona mówi, że wszystko w porządku. Niby wszystko, ale widzę, że nie. U lekarza byliśmy i niczym się nie przejął.
- Może ma depresję poporodową ? - Oczy dziewczyny zabłyszczały. Przygryzła swój długi paznokieć kciuka. Piszczek opuścił głowę i nastała chwila ciszy.
- Cholera - syknął w końcu. - Jeszcze jakiś czas temu bym nie pomyślał...
- Jeszcze się nie załamuj, z tym się walczy - Ola uśmiechnęła się krzywo. -  Moja mama miała problemy z sercem. Było do luftu, ale z tego wyszła. Ewa tym bardziej da radę.
- No raczej - zaśmiał się Piszczu. - Faktycznie, trzeba pokombinować, ale damy radę.
- Dobra postawa żołnieżu - Ola puściła mu oko.
- To mam propozycję - poruszył brwiami. - Zapraszam cię do siebie na sobotę. Poznasz Sarę - rozpromienił się.
- Że co ?! - Chmielewska udała wkurzoną. - Zawsze chciałam tak nazwać swoją córkę - wygięła usta w podkówkę.
- Serio ? - uśmiechnął się.
- Nie, żartuję żeby się podlizać - pokazała mu język. - Serio.
- Nic straconego, co dwie Sary to nie jedna - oboje zaczęli się głośno śmiać. - Pasowałoby ci około 17 ?
- Jasne. Ale... - urwała i znów wygięła usta. - Posiedzę tylko do 21, bo później mam samolot do Polski.
- Wracasz ? - Spytał.
- Taak - uśmiechnęła się, widząc jego pytającą minę. - To znaczy na chwilę. Różne sprawy.
- Rozumiem - zaśmiał się. - Podrzucę cię potem na lotnisko, jeśli byś chciała.
- Zobaczymy, może Lewcio się na to weźmie - zastanowiła się. - O ile będzie...
- Nic mi nie mów, od tygodnia panna Lewandowska i panna Błaszczykowska stroją fochy.
- Ta - rzuciła sucho Olka. - Rozmawiałam z Agatą. Podobno zastanawia się, kto pełni kobiecą rolę w tym związku.
Oboje wybuchnęli śmiechem.
 ```````````````````````````````````````
- Czyli możemy podważyć testament ? - Spytała Kinga.
- Możemy - odpowiedział Konrad. - Tylko musimy wziąć pod uwagę, że potem czeka nas teatr. Twojego tatę we wszystkich sprawach z firmy reprezentował Markowiak, więc Adam pewnie też go użyje - Konrad położył teczkę na stole i oparł się o sofę. - Menda, nie prokurator.
Anka niezbyt to rozumiała.
- Ale skoro my wytoczymy sprawę, to... 
- Nie wytoczymy - przerwał czarnowłosej Konrad. - Oni wytoczą. Widziałem testament i mamie Viru zapisał połowę domu.
- Szag-mnie-trafi - wydukała Kinga. - Mój ojciec chyba nie wszystko przemyślał. 
- To znaczy, na pewno się nie spodziewał, że teraz zginie... - zaprotestował blondyn.
- I jesteśmy w dupie - powiedziała głośno Laskowska, zwracając na siebie uwagę kilku osób ze stolików obok.
- Bynajmniej w końcowym odcinku jelita grubego - Anka schowała twarz w dłoniach.
- Coś jeszcze podać ? - podeszła do nich kelnerka.
- Dziękujemy - odpowiedzieli chórem, a dziewczyna uśmiechnęła się i odeszła.
Jeszcze chwilę posiedzieli w ciszy.
- Czekaj, ten Marckowiak... - zaczęła Kinga.
- Markowiak - poprawił Konrad.
- Wszystko jedno, diabli nadali. Firma ojca wytaczała jakieś procesy ?
- Więcej dostawała, niż wytaczała. Jakieś niezgodności z handlem. Znajomy reprezentował jednego oskarżyciela, wychodził z siebie - mruknął prawnik.
- Syfy ? - Viru uniosła brwi ?
- Gęste syfy, ale lepiej dać temu spokój, a skupić się na konkretach - skulił się i spojrzał Kindze w oczy. - Wytoczą nam proces, nie mam wątpliwości, tylko czekać. Wtedy podważymy testament - westchnął. - Ale musisz się przygotować na trudny spektakl. Nie będzie łatwo.
- Nie wiem... - sarknęła Kinga. - Adam w ogóle nie chce rozmawiać. Mamie powiedział tylko, że nie obchodzi go co się z nami stanie...
Konrad znów westchnął.
- Właśnie dlatego nie warto odpuszczać - powiedział zdecydowanie. - Wygramy tą sprawę.
Viru skinęła głową.
- Damy radę - powiedziała.
Konrad się uśmiechnął.
- Przepraszam was dziewczyny - spojrzał na zegarek. Jak bardzo tego nie lubił. W liceum marzył o zalatanym życiu, a teraz miał go dość. - Muszę lecieć.
- W porządku - zajaśniała Kinga. - Dzięki za wszystko Kondi. 
Dziewczyny patrzyły jeszcze chwilę, jak Konrad znika za drzwiami kafejki.
Laskowska wyjęła swój telefon. Po chwili, wściekła, odłożyła go do torebki.
- Co jest ? - Spytała Anka.
- Ten palant dzwonił.
- Darek ?
- Tak, przecież może jeszcze będę bogata - ton Kingi był pełen jadu. Oj, źle. - Faceci to idioci. No, poza twoim - uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Chciałabym - westchnęła Anka. 
 ```````````````````````````````````````

Marco ósmy raz wybrał jej numer. Zrelaksowany Gotze siedział obok niego na kanapie i wcinał kolejną porcję popcornu. Pozornie niezainteresowany tym co robi jego przyjaciel, beztrosko wpatrywał się w ekran migoczącego telewizora.
- Nie odbiera - wydukał jak robot Reus.
Odpowiedziało mu wyłącznie chrupanie. 
- Do dziesięciu razy sztuka - stwierdził Reus i po raz kolejny wybrał numer Chmielewskiej.
Mario chyba nie wytrzymał napięcia, bo zaczął się głośno śmiać.
- Tak cię to bawi ? - Sarknął blondyn.
- Co ? Nie, gościu się zabił podczas włamania, gdy zeskakiwał z balkonu - Gotze sprytnie umknął zarzutom przyjaciela. Miał dość płaczliwych telefonów, które wykonywał Marco. Jednym, prężnym ruchem, wyrwał piłkarzowi telefon.
- Dawaj to! - Reus rzucił się na niego, ale Gotze w porę zeskoczył z kanapy. Twarz Marco wylądowała w poduszkach. - Dawaj...
- Wypchaj się - warknął Mario. - To jest dzielny Reus ?
- Nie kurwa, to jest dobity Reus.
- Chyba zakochany - Mario wycelował w jego stronę wskazujący palec. - Nie ma ale, ogarnij się. Może nie ma dziewczyna czasu, a ty wydzwaniasz jak jakaś zapyziała kura domowa do męża w delegacji.
- Wcale nie - sprzeciwił się. - Po prostu się martwię.
- Idź ty - brunet znów opadł na kanapę i chwycił za miskę z popcornem. Niezbyt długo oglądali 1000 sposobów na śmierć, gdy otworzyły się drzwi wyjściowe. Do kawalerki Mario w jednej chwili wparował Bender, Kehl i Gundogan. 
- Niech zgadnę - chrypnął Mario i spojrzał na chłopaków. Jego wzrok powędrował na reklamówki, które trzymali w dłoniach. - Zgadłem. Znów robimy meksyk ?
- Dziś mieszanka - zatarł ręce Sven. - Drinki w nieoficjalnych formach.
- Cokolwiek to znaczy Bendziu, boję się - zarechotał się Marco. 
..........................................
Żałuję dnia, w którym zdecydowałam się wprowadzić do tego opowiadania narrację trzecioosobową. Żałuję.
Ej kotenieńki, mam już plan na nowe opowiadanie, tym razem o Kubusiu. Ale ono akurat będzie ciężkie. Wystartuję z nim jak już będę kończyć to. Mam nadzieję, że zmieszczę się w 30-40 rozdziałach ;) A póki co muszę się wziąć za naukę, o dżizys :c