Szukaj mojego śladu w powietrzu i na fali,
a jeśli o mnie na fali i w powietrzu nie słychać,
to znajdź mnie w sercu twoim -
I niech ja będę jeszcze z tobą przez jedną godzinę.
Juliusz Słowacki - "Balladyna"
- Ku... - Marco nieprzytomnie rozchylił powieki - ...rwa.
- Co klniesz, co już klniesz ? - Wytrajkotał Gotze leżący plackiem na podłodze.
Reus w przeciągu sekundy chwycił za poduszkę, którą miał pod głową i rzucił w bruneta.
- Kurwa - mruknął Mario.
- I co już klniesz ?
- Cicho! - pomocnik dynamicznie uniósł głowę. - Słyszysz ?
- Ale co ? - Marco zmarszczył brwi.
- Traaawa rośnie - głowa Mario opadła na dywan. Nie poleżał jednak długo, bo za chwilę zerwał się w stronę łazienki, jak gdyby ktoś do niego strzelał. Bender zarechotał z fotela.
Za chwilę, jednocześnie, rozdzwoniły się telefony Marco i Sebastiana.
- Halo, Ola ? - Odebrał Reus.
- Dzień dobry trenerze... - Mruknął Kehl. Wszyscy zerwali się na równe nogi. Słychać było tylko mordującego się w łazience Mario i wrzask Kloppa ze słuchawki.
- Dzwoniłeś do mnie ? Telefon mi padł, a przyszli fachowcy... - Usłyszał Reus ze słuchawki.
- Tak, próbowałem - odpowiedział na wpół przytomnie.
- Stało się coś ? - Spytała niepewnie. - Dzwoniłeś aż 10 razy, trochę się wystraszyłam...
- Nie - zaśmiał się. W tym samym czasie w pokoju zaistniał chyba stan alarmowy.. - Po prostu... - Bender wyrwał mu słuchawkę.
- Wybacz, ale musimy lecieć na trening - powiedział i rozłączył, wbrew oporowi Reusa.
- Zgłupiałeś ? - Marco wyrwał mu telefon.
- Nie, ratuję twój nędzny tyłek przed jesienią średniowiecza. Rusz dupę, bo Jurgen nas załatwi.
```````````````````````````````````````
Kinga usłyszała dzwonek naciśnięty dwa razy - charakterystycznie dla listonosza. Szybko podbiegła w kierunku drzwi i je otworzyła.
- Poczta, proszę tu podpisać - powiedział listonosz.
- Dziękuję - zabrała koperty i przeglądając je kolejno, zaczęła kierować się w stronę kuchni.
- Jest coś ? - Zapytała jej mama, sącząca kawę. Viru utknęła na jednym liście. Przez chwilę nie wierzyła w to, co czyta.
- O co chodzi ? - Zdziwiła się starsza Laskowska.
- To... - Kinga przełknęła ślinę. - Mamy list z sądu.
- Że co ? - Wściekła się i wyrwała z rąk córki pismo. - Ten gnojek...
- Konrad mówił mi, że tak będzie - westchnęła.
- Jezu... - kobieta zaczęła płakać. Kinga ją przytuliła.
- Mamuś, damy radę - powiedziała. - Konrad będzie nas reprezentował, a Adamowi się dostanie.
- Nie rozumiesz - zaszła płaczem. - Sądy ciągną się latami... Mało, że Tadek nie żyje ?
- Spokojnie, damy radę - Kinga objęła ją mocniej. - Zadzwonię do Konrada.
Viru pobiegła do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Wzięła głęboki oddech. Wybrała numer Chmielewskiego kilkakrotnie, ale miał wyłączony telefon. Zadzwoniła więc do Oli. Przyjaciółka odebrała dopiero za drugim razem.
- Co ty tam robisz ? - warknęła Kinga.
- Nic mi nie mów - zipnęła Chmielewska. - Wczoraj przyszli ci od remontu mojego gabinetu. Nie pozbyłam się ich do jedenastej, a miałam do zrobienia karty z ośrodka. Poszłam spać o trzeciej, a na dziewiątą mam być.
- Żartuję przecież - zaśmiała się. - Przyszedł pozew.
- Adaś sobie chyba jaja robi - wkurzyła się Olka. - Dzwoniłaś do Konrada ?
- Nie odbiera.
- Próbuj dalej, wiesz jak z nim jest - pokręciła głową Ola. - A skoro Adam chce wojny, to będzie ją miał.
- Mowa - powiedziała Viru. - Jeszcze pożałuje.
- To mi się podoba - zaśmiała się, a jej telefon zawibrował. - Szlag, mam drugie połączenie.
- Okej, trzymaj się.
- Ty też - odpowiedziała.
Wyświetlacz pokazał, że dobija się Reus.
- Hmm ? - Pociągnęła z lekkim sarkazmem Olka.
- Przepraszam za rano - powiedział. - Dopiero się obudziłem, a musieliśmy gnać na trening.
- To teraz nawet razem śpicie, nieźle - podsumowała blondynka.
- Oj Alex... - westchnął Marco. - Przepraszam.
- A czy ja się gniewam ? - Zaśmiała się.
- Ok - zawtórował jej. - Mówiłaś coś o fachowcach ?
- Taak, gabinet, nieważne - usłyszała pukanie do swoich drzwi i spojrzała na zegarek. - Muszę kończyć, mam klienta - rozłączyła się.
```````````````````````````````````````
- Dziesięć okrążeń... w jedną stronę - powiedział Klopp tonem sędziowskim. - Potem zawrócicie i zrobicie dziesięć w drugą - odszedł z uśmiechem, by za chwilę obrócić się na pięcie z jeszcze szerszym wyszczerzem. - Oczywiście koteczki, na tym się nie skończy. Raz, raz!
- Nienawidzę was - powiedział Mario, prawie płacząc. Ilkay z Sebastianem i Svenem też płakali, tyle że ze śmiechu, nabijając się z młodszego zawodnika.
- Wyrzygałeś wszystko, nie masz ani grama alkoholu we krwi - zarechotał Ilkay, przybijając żółwika z Kehlem.
- Ale ile zalet i kolorów, od rana to już chyba ze czwarty odcień na twojej twarzy - zwinął się ze śmiechu Bender. Mario zasyczał ze złości i wyprzedził kpiących piłkarzy.
- Nie fochaj - krzyknął Gundogan, ale Mario dalej biegł.
Tymczasem Marco dogonił Lewandowskiego.
- Narobiliście - zaśmiał się Robert. - Młody ma przewalone.
- Nie tylko on - westchnął Reus.
Biegnących równo zawodników wyprzedził Błaszczykowski.
- Co jest ? - Zdziwił się Marco. - Nadal coś nie tak ?
- Daj spokój - sarknął Lewy.
- Naprawdę ? - Pomiędzy nimi pojawił się Piszczek. - Dowiem się wreszcie o co chodzi ?
- To nie twoja sprawa - powiedział Lewandowski.
- Aha - wkurzył się Łukasz. - Nagle jakieś fochy, słowem się nie odezwiesz, ale nie moja sprawa.
- Wieczne problemy - obruszył się Robert. - Nie mogę. Zawsze coś jest źle, ja w jedną, wy w drugą. Dajmy sobie spokój, co ? - Warknął.
Piszczek stanął.
- Chyba czegoś nie rozumiem.
- Przestań, prawie w żadnych kwestiach się nie zgadzamy - westchnął Lewy.
- Rozumiem - Piszczek potrząsnął głową. - Właściwie nadal nie rozumiem.
- No właśnie, dajmy sobie spokój ze sobą i się nie kłóćmy - spojrzał na niego błagalnie. - Proszę.
- Jak chcesz, ale... A zresztą - prychnął Piszczek i wyprzedził ich, doganiając Kubę.
Lewandowski widział, jak Błaszczykowski ogląda się w jego stronę, po czym wraz z Łukaszem biegną dalej. Marco sprawiał wrażenie wrytego w murawę.
- What the, what the ? - Skrzywił się Reus. - Robert...
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedział z przekonaniem.
```````````````````````````````````````
- Że co takiego ? - Ewa nadal nie rozumiała tego, o czym opowiedział jej Łukasz. Obrońca jedynie westchnął.
- A może on ma rację - zastanowił się Piszczek. - Trochę nam nie po drodze - zaśmiał się.
- Tak, nagle nie po drodze - syknęła Ewa. - Okej, nieważne.
- Gdybym to rozumiał, to bym ci wyjaśnił...
- Dobra, koniec tematu - Ewa podała Łukaszowi sałatkę. - Zanieś na stół.
Łukasz wszedł do salonu i sprawnie umieścił sałatkę pomiędzy mnóstwem przekąsek. Podszedł do wózka i złapał Sarę za rączkę. Mała zacisnęła jego palec wskazujący w pięści. Saruśka była taka śliczna, że Łukasz kompletnie stracił głowę. Ewa zaczynała być już lekko zaniepokojona, bo jej mąż potrafił przestać pół godziny nad kołyską i wpatrywać się w małego obywatela leżącego w środku. A kiedy był w domu nie było mowy o żadnym lulaniu do snu w wózku - tylko ręcznie.
Rozległ się dzwonek do drzwi.
Stał w nich Jakub z Agatą.
- No cześć - Piszczu przytulił obojga. Za chwilę przyszła też Ewa, aby powitać gości.
- To gdzie jest Twoja latorośl, Łukasz ? - Zaśmiał się Kuba.
- Zapraszam do salonu - Piszczek zagestykulował ręką, aby udali się do największego pomieszczenia.
Agata wydała jakiś dźwięk na rodzaj pisku.
- Jaka śliczna - zachwyciła się i położyła obok wózka ozdobną reklamówkę. Błaszczykowska sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała zjeść Sarę. Delikatnie zaczepiała o części jej malutkiego ciałka, zaczynając monolog z dzieckiem.
- Możesz być dumny - chlipnął Błaszczykowski.
- Nie ciesz się, teraz twoja kolej - zarechotał Piszczu.
- Czy już wszystkim o tym powiedziałeś ? - Zaśmiała się Agata.
- Cała drużyna to wciąż nie są wszyscy - podsumował ze śmiechem Łukasz.
Błaszczykowska pokręciła głową. Przyjaciele usiedli przy stole, szybko wciągając się w rozmowę. Wkrótce rozległ się dzwonek do drzwi. W progu pojawiła się Ola, Mario, Marco, Bender i Nuri Sahin z żoną.
- Chyba mamy sześciopak! - Zawołał Łukasz.
- Nawet cztery - Marco i Mario podnieśli ręce, w których czaiły się zgrzewki. Łukasz tylko pokręcił głową.
- Wejdźcie - zajaśniał.
Wszyscy pognali do salonu. Przywitali Ewę, Agatę oraz Kubę, po czym oblężyli wózek Sary.
- No, dobra robota stary - oparł się o niego Mario i puścił oczko w stronę Ewy.
- Powiedzmy, że jego - sarknęła ironicznie małżonka Łukasza. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Dobra, leci pierwsza seta - Błaszczykowski odkręcił wódkę. - Za Sarę.
Wszyscy zderzyli się kieliszkami. Ola podeszła do Łukasza.
- Udało ci się dziecko, musisz być dumny - zaśmiała się. - Przesłodka.
- Nie da się ukryć - zawtórował Chmielewskiej. - To teraz czekam na twoje.
- To sobie poczekasz - parsknęła śmiechem.
- Zawieźć cię potem na lotnisko ? - Zapytał.
- Byłabym bardzo wdzięczna - zajaśniała.
- Okej, nie ma sprawy.
Do Łukasza podeszła Ewa.
- Kochanie, możesz skoczyć po małe talerze ? - Położyła mu rękę na torsie.
- Jasne, już lecę - musnął ją w usta i powędrował w stronę kuchni.
Ola w tym czasie stanęła nad wózkiem Sary, przypatrując się małej.
- Jest cudna - powiedziała Chmielewska.
- Cały tatuś - zaśmiała się Piszczkówna.
Ola przyjrzała się małej.
- No tak, ale usta ma twoje.
Ewa przymknęła oczy i się uśmiechnęła. Słyszała to już kilka razy.
Ola szła nieopodal stołu, gdy podszedł do niej Marco. Dziewczyna kątem oka dostrzegła też na sobie wzrok Goetze. Reus zbliżył się do niej i lekko chwycił ją za talię. Dziewczyna delikatnie odskoczyła. Marco się zmieszał, ale szybko to nadrobił:
- No tak, przepraszam - zaśmiał się. - To o co chodziło z tymi fachowcami ?
- Jest impreza, gadajmy o przyjemnych rzeczach - sarknęła blondynka.
- Zgoda... - skinął głową - ... ale od wczoraj umieram z ciekawości.
- Mają mi zrobić gabinet w domu - wygięła wargę.
- I cały czas będziesz tam przyjmować ? - Zdziwił się.
- Praktycznie - zastanowiła się. - Ale nie wiem jak to będzie do końca podzielone.
- To chyba nawet dobre wieści - uśmiechnął się.
- Zależy - zaśmiała się Chmielewska.
Impreza rozkręciła się na dobre, każdy rozmawiał z każdym. Reus rozmawiał szczególnie z Olą, która robiła się coraz bardziej niepewna w stosunku do niego. Nagle zaczął słodzić i poćwierkiwać, co nie wyglądało najlepiej. Nie chciała takiego obrotu sprawy. Rozmawiając z Reusem, wymieniała znaczące spojrzenia z Mario, który siedział naprzeciwko. Po chwili wybawił ją Błaszczykowski. Dziewczyna usiadła obok niego i przysłuchiwała się dyskusji o dzieciach. Gdy na chwilę oderwała wzrok od rozmawiających, uśmiechnął się do niej Łukasz. Za chwilę Marco. Świetnie. Chmielewska przeniosła się pomiędzy Tugbę Sahin, Agatę oraz Ewę.
Dziewczyny zeszły wkrótce na korzystny temat, gdyż Ola miała okazję podpytać Ewę o kilka rzeczy.
- Jedzenie jak jedzenie, ale pod dziecko chyba nie jest łatwo ? - Uśmiechnęła się Olka do żony Piszczka.
- No nie jest - Ewa spuściła wzrok. - To wolno, tego jeszcze nie, a tego w ogóle - przekręciła oczami.
- A coś jeść trzeba - podrzuciła Tugba.
- Oj tam - zaśmiała się głośno Ewa, zgrabnie poruszając ramionami. - Żartuję. Ale dla dziecka trzeba dobierać.
Chmielewska przyjrzała się dokładnie Piszczkównie. Miała lekko czerwone powieki i przeraźliwie jasną twarz.
- Masz bardzo ładne włosy - uśmiechnęła się w kierunku Ewy Olka.
- Cóż, dzięki - Ewa chwyciła za swoją czarną czuprynę. - Gdyby tylko tak nie wypadały...
Olka przygryzła wargę. Nie miała już żadnych wątpliwości. Spojrzała na Łukasza, który chyba odczytał jej spojrzenie.
- Pssst - Mario skinął głową na Reusa. Ten jakby wyrwany ze snu, okrążył stół i podszedł do przyjaciela. - Głupi jesteś ? - Westchnął Mario. - Nie gap się tak na nią.
Marco spojrzał z przygnębieniem na przyjaciela, ale nie odpowiedział.
- Nie myślałem, że jest aż tak źle - skruszył się trochę Goetze. - Ale dobra.
Mario wstał i zaproponował kolejnego kieliszka, wciągając tym samym siebie i Marco w gadkę z Nurim i Kubą.
Tymczasem zegarek Olki zapiszczał.
- Co jest ? - Spytała Ewa.
- Muszę już iść, za godzinę mam samolot do Polski - uśmiechnęła się krzywo.
- Wracasz ? - Zdziwiła się Agata.
- Na kilka dni, potem przyjadę z Anią - zgarnęła swoją torbę z krzesła.
- Olczii, już lecisz ? - Zawył Kuba. - Pozdrów Ojczyznę. Stachurską też pozdrów i uprzedź, że lepiej jeśli rozważy zostanie Lewandowską.
- Oj ty - blondynka poczochrała Błaszczykowskiego.
- Jak to, lecisz do Polski ? - Zdziwił się Marco.
- Anoo... - przeciągnęła Ola. W porę uratował ją Piszczek.
- To jak, podwieźć cię ? - To pytanie było dla niej wybawieniem. Skinęła głową z uśmiechem. Pożegnała się ze wszystkimi i ubrała się, podczas gdy Piszczek wyprowadzał samochód.
- To cześć Ewka, wielkie dzięki - dziewczyny pocałowały się w policzek. - Trzymaj się.
- Ty też, szczęśliwej podróży - uśmiechnęła się Piszczkówna.
Ola pomachała jej już ze schodów. Przeszła przez chodnik i wsiadła do auta Piszczka.
Westchnęła, gdy samochód ruszył.
- I jak ? - Zaśmiał się Piszczek.
- Z takim towarzystwem żadna impreza nie może się nie udać. A jeśli chodzi o Ewę... - Piszczek spojrzał na nią zmartwionym wzrokiem. Wśród ciemności jego twarz była oświetlana tylko przez uliczne latarnie, których światło co chwilę przebłyskiwało przez szybę. Wyraźnie zarysowało jego niebieskie, migoczące z niepokoju oczy i lekko drżący podbródek. - Na pewno bulimia, ale mam wrażenie, że nie tylko. Musisz ją zaciągnąć do lekarza.
- Cholera - prychnął Piszczek. - Nie wiem. Miałem nadzieję, że...
- Ale Łukasz! - Przerwała mu Ola, obracając się delikatnie w jego stronę. - To da się leczyć i niczego to nie skreśla. Ewa musi po prostu iść do lekarza i nie możesz jej ulegać, bo ona nie chce. - Blondynka próbowała ugryźć się w język, ale nie wytrzymała. - Bądź mężczyzną i zabierz ją do tego cholernego lekarza!
Zapadło chwilowe milczenie.
- Masz rację - powiedział wreszcie Łukasz.
- Możesz być zły, ale... - Ola wzięła głęboki oddech.
- Nie, nie jestem, masz zupełną rację - westchnął. - Powinienem to zrobić już dawno temu. Za cholerę nie wiem co mnie powstrzymało.
- Nieważne, masz z nią iść do najwyżej pojutrze i kropka - ziewnęła Ola. - Skąd wiedziałeś, że masz mnie jeszcze podwieźć pod dom ? Mówiłam ci ? - Ola zaczęła się śmiać sama z siebie.
- A dowcipy o blondynkach wcale nie są prawdziwe - zarechotał Łukasz.
- Spadaj - Olka pokazała mu język.
- Pomóc ci znieść to na dół ? - Spytał rozbawiony obrońca, gdy podjechali pod mieszkanie Oli.
- Mam tylko dwie lekkie torebki, dam radę - uśmiechnęła się.
Dziewczyna poszła po ekwipunek, a zeszła na dół trzy minuty później, niosąc w dłoniach dwa bagaże. Łukasz wziął od niej większą torbę i umieścił na tylnim siedzeniu. Za chwilę znów ruszyli w drogę, tym razem w stronę Dortmund Airport.
- Jak już pójdziecie do tego lekarza, to zadzwoń - rzuciła Olka.
- Tak jest - zasalutował Łukasz, doprowadzając tym Chmielewską do śmiechu.
W oka mgnieniu dotarli na lotnisko. Łukasz odprowadził Olę pod kasy.
- No, to czekam na raport - powiedziała zdecydowanie Ola, uśmiechając się. - Dzięki Łukasz.
- Co ? To ja dziękuję - powiedział Piszczek.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Nagle Piszczek zrobił krok w przód ku Chmielewskiej, objął ją i mocno przytulił, spuszczając głowę w okolice jej uszu.
- Wiesz co - powiedział. - Nigdy nie miałem osoby z którą mógłbym tak porozmawiać. To znaczy, tak bez żadnego ucisku.
Ola uśmiechnęła się do niego.
- Ja też bardzo lubię z tobą rozmawiać. Łukasz...
- Pasażerowie lotu do Polski...
- Dobraa, zwijam się - wyrwała się z objęć obrońcy. - Do zobaczenia za tydzień - pomachała mu roześmiana.
Piszczek odmachał i patrzył jak odchodzi, dopóki nie zniknęła za filarem.
..........................................
Ta-daa! - Powiedzmy.
Nie wiem kiedy następny rozdział, ale coś pomyślimy :)
Pozdrawiam was ciepło.
Jejku jak się cieszę, że w końcu nowy rozdział :3 Uwielbiam Twoje opowiadanie!
OdpowiedzUsuńMam straszne przeczucia, co do tej choroby Ewy...
I jestem kompletnie nieludzka, ale chcę, żeby Ola była już z Łukaszem <3
A teraz tutaj tak bardzo po chamsku wkleję linka do swojego bloga, którego dopiero zaczęłam pisać, bo może jak kiedyś znajdziesz czas, to będziesz w stanie przeczytać i ocenić to, co napisałam? :) Bardzo zależy mi na Twojej opinii! http://she-has-to-leave.blogspot.com/
Pozdrawiam :3
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńjesteś wspaniała ;)