So if she's somewhere near me
I hope to God she hears me
There's no one else
Could ever make me feel
I'm so alive
I hoped she'd never leave me
Guns N' Roses - This I love
- Hej, wstawaj - Agata potrząsnęła Łukaszem.
- Co? - Obrońca ospale otworzył oczy. - Która godzina?
- Za dziesięć dwunasta...
- Co? - Zapytał rześko. - Sara jeszcze śpi?... Ewa? Śniło mi się?
- Sara jest z moją teściową - spochmurniała Błaszczykowska. - Niestety nie, nie śniło ci się.
Piszczek zamarł w bezruchu. Jednak, stracił wszystko.
- Boże, jak to jej nie ma? - Odpowiedziało mu milczenie. - Ewa... - Do jego oczu napłynęły łzy, które po chwili zaczęły ściekać po policzkach. - Wiedziałaś, że ma bulimię? - Zapytał po chwili.
- Że co? - Warknęła Agata. - To niemożliwe.
Łukasz podniósł się z łóżka i wyciągnął ze swojej torby notes, kładąc go Agacie na kolanach. Wrócił pod pościel i przypatrywał się Błaszczykowskiej, której twarz nabierała białawego koloru.
- Zawsze jadła u mnie wszystko - zawahała się. - I dosyć dużo. Ale nie wiedziałam, że...
- Później wymiotowała lub katowała się na siłowni?
- Niemożliwe - powiedziała drżącym głosem, czytając kolejną kartkę z dziennika.
- Też nie wiedziałem - westchnął, ponownie zanosząc się płaczem.
- Ale nawet jeśli... to miała krwotok mózgowy?
- Wczoraj w szafce z lekami znalazłem jeszcze to - otarł nos i ponownie zbliżył się do swojej torby, jednak tym razem wyciągnął reklamówkę.
- Byłeś wczoraj w domu? - Zdziwiła się.
- Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić - westchnął.
Błaszczykowska wzięła od Łukasza torbę i wyrzuciła na podłogę całą jej zawartość. Wypadło mnóstwo pudełek bez ulotek, w których znajdowały się różne proszki i substancje.
- Co to do cholery jest? - Zwróciła się w stronę Łukasza.
- Nie wiem, szukałem czegoś na uspokojenie... - mruknął.
Blondynka próbowała jakoś zdefiniować pochodzenie proszków, ale ostatecznie się poddała.
- Pójdę z tym do szpitala i popytam.
- Jesteś wielka - uśmiechnął się krzywo.
- Tymczasem zejdź na późne śniadanie - również próbowała się uśmiechnąć. - Ale najpierw zadzwoń do Oli.
Gdy Agata wyszła, Łukasz westchnął. Ignorując olbrzymią ilość nieodebranych połączeń, wybrał numer Chmielewskiej.
Odebrała po kilku sygnałach.
- Łukasz? Dzięki Bogu, że dzwonisz, już się trochę martwiłam - powiedziała życzliwym tonem.
- Ehh, dopiero wstałem - ziewnął.
- No ładnie... - zaśmiała się - ale przechodząc do rzeczy... z Anką nie ogarniamy tej sytuacji za dobrze, ale...
- Co takiego? - Zdziwił się Piszczek.
- Nie umiem owijać w bawełnę, więc krótko: zajmiemy się wszystkim co jest związane z pogrzebem, rozmawiałyśmy już z rodzicami Ewy. Nie musisz się o nic martwić, tylko przyjedź. Mam nadzieję, że...
- Ola! - Przerwał jej Łukasz - Takich dwóch skarbów jak ty i Ania to ze świecą szukać. A rodzice Ewy, jak to...?
- Agata miała numer do mamy Ewy, więc udało się nam z nimi umówić. Psychicznie to chyba wiadomo jak stoją, ale dało się porozmawiać. - wyjaśniła blondynka.
- Oni mnie chyba zabiją - Łukasz schował głowę w dłoni. - Maksymalnie nawaliłem.
- Przecież to nie twoja wina... ale jeśli o nich chodzi, musi minąć trochę czasu - powiedziała Ola. - Nie będę pytać jak się czujesz, ale trzymaj się tam mocno.
- Postaram się - odparł.
- To do zobaczenia? - spytała.
- Tak, już niedługo.
- Ok, wspieramy cię - rozłączyła się, a Łukasz powlekł się na dół. Skręcając do kuchni od razu wpadł w ramiona Błaszczykowskiego.
- Stary, pamiętaj, że cię kocham - poczochrał go Kuba.
- Matko, gejee! - Dało się słyszeć głos babci Błaszczykowskiej.
- Spokojnie babciu!
- Spokojna to bym była jakbyś tak zrobił Agacie, mój drogi.
Piszczu uśmiechnął się krzywo i powędrował za Kubą do jadalni. Spojrzał tylko na przygotowane przed Agatę smakołyki, jednak nie miał ochoty na nic.
- Kuba... - pękł Łukasz. - Ja mam wrażenie, że ją zabiłem. To znaczy... że jej nie pomogłem. I to przeze mnie umarła.
Błaszczykowski trzasnął ręką w stół i zamknął drzwi do jadalni.
- Przygotuj się na opierdol - Jakub próbował się uspokoić i wziął trzy głębokie wdechy. - Kurwa jego mać - warknął po chwili - widziałem jak mój ojciec przebija moją matkę nożem. Ty gówno wiesz o tym, co to znaczy kogoś zabić. Przestań się mazgaić. Z tą Ewą było coś nie w porządku i oboje o tym wiemy. Nie mogłeś frunąć do kurwy nędzy, jesteś piłkarzem klasy światowej i musisz dbać przede wszystkim o siebie, a Ewunia obiecała zrobić wszystko, żebyś miał do tego warunki. Sama obiecała, pamiętasz? To ona zaczęła wymyślać pseudo-głodowe-żygo-diety, podczas gdy miała dziecko na głowie! Co byś kurwa zmienił? Stałbyś przy niej i pilnował, żeby nie zwracała obiadku? - Kuba wypuścił powietrze. - Wiem, o zmarłych mówi się albo dobrze, albo wcale... Ale kurwa!? Ta kobieta sama sobie zgotowała śmierć. Tak, dokładnie tak się te jedzeniowe choroby kończą. Aga mówiła mi już o prochach, które znalazłeś... no ciekaw jestem co to kurwa będzie. Ale stary, ty masz dla kogo żyć, masz Sarę, masz szansę. Dasz sobie radę, tylko przestań się obwiniać.
Łukasz siedział osłupiony.
- Przegiąłem? - Uśmiechnął się sztucznie Błaszczykowski.
- Może - powiedział Łukasz - ale gadasz nawet z sensem.
```````````````````````````````````````
Prochem jesteś, i w proch się obrócisz - kapłan posypał trumnę z ciałem Ewy ziemią.
W tej chwili Piszczek zagryzł z całej siły wargę, a jego twarz skurczyła się w grymas bólu, odsłaniając większość żył na jego szyi i czole. W ułamku sekundy zachłysnął się powietrzem i schował twarz w dłoniach. Miał nadzieję, że nikt go nie widzi. Chciał się zapaść pod ziemię i dołączyć do Ewy. To chyba jednak niestety niemożliwe.
Czuł słone łzy na całej twarzy. Gorsze od łez było jednak poczucie winy i bezradności połączone ze świadomością, że wszyscy na niego patrzą.
Nagle Sara zaczęła przeraźliwie płakać. Piszczek wyjął ją z wózka i mocno przytulił.
Grabarze powoli zaczęli opuszczać trumnę. Dębowa szkatułka, w której leżał najcenniejszy skarb Łukasza. Ręce obrońcy zaczęły drżeć, a dreszcze na jego plecach zdawały się przedzierać skórę.
- Boże, nie... - szepnął z pozoru niedosłyszalnie, jednak nie dla dwóch osób. Jego matka objęła go za pas, a Kuba położył mu rękę na ramieniu.
Przerosło go to. Właśnie w tym momencie, to go przerosło. Najchętniej wszedłby teraz pomiędzy grabarzy i wydarł Ewę z tej trumny, a po chwili przywrócił jej życie.
Jest jeden problem.
To niemożliwe.
Z jego oczu wypłynął potok bezsilnych łez.
A może mogłem temu zapobiec? Może gdybym zauważył? Może gdybym z nią dłużej porozmawiał, może coś by się zmieniło? Może nie musiało tak być? Może Sara nie musiała zostać w połowie sierotą? Może nadal moja Ewa by żyła? Może Sara mogłaby mieć matkę, która dałaby jej najcenniejszą na świecie miłość? Może tak do cholery nie musiało być? - myślał, coraz bardziej wściekły, zły, bezradny.
- Łukasz... - potrząsnął go Kuba, który ani na chwilę nie zdjął dłoni z jego ramienia. Wtedy obrońca przypomniał sobie słowa przyjaciela sprzed paru dni. - Pora iść.
- Jeszcze nie dla mnie - westchnął. - Powiedz wszystkim, że przyjdę później.
- Stary... - jęknął Błaszczykowski. Łukasz spojrzał na niego błaganie. - Ale obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego.
- Obiecuję - odpowiedział Łukasz.
Uspokojony nieco Błaszczykowski oddalił się wraz z rodzicami Łukasza. Po chwili zaczęli odchodzić również inni ludzie, których jak się okazało, było niesamowicie dużo. Kilka koleżanek Ewy złożyło Łukaszowi kondolencje, podobnie jak inni znajomi jego i Ewy. Nie złapał jednak z nikim kontaktu wzrokowego. Dopiero gdy zauważył zbliżającą się Olę, uniósł delikatnie głowę. Przez kilka sekund patrzyli sobie w oczy.
- Nie wiem co powiedzieć - westchnęła Chmielewska. - Ale jestem z tobą i wierzę w ciebie Łukasz.
- Dziękuję - po policzku piłkarza pociekły łzy. Nieznacznie zbliżył się do Oli i delikatnie ją objął. - Ja tu jeszcze zostanę - wyszeptał. Odstąpił od blondynki, a ona lekko skinęła głową i opuściła swoją dłoń, którą wcześniej uchwyciła tył szyi Piszczka. Posłała mu nieśmiały uśmiech i poszła w tym samym kierunku, co inni.
```````````````````````````````````````
- Witam wszystkich - wejście Łukasza było nieszczególnie dumne. Piłkarz z opuchniętymi oczami i krzywym uśmiechem zjawił się na stypie dopiero po 3 godzinach. - I przepraszam, że jestem tu dopiero teraz.
Matka Ewy prychnęła i odwróciła wzrok, na co Łukasz zareagował przygryzieniem wargi. Jednak wezbrał się w sobie, aby podejść do państwa Czelabińskich z większą pewnością siebie.
- Wiem co państwo teraz czują - westchnął, zajmując miejsce na krześle. - Aż za dobrze.
- A co, właśnie pochowałeś dziecko? - Warknął Henryk.
- Matkę mojego dziecka - spojrzał mu prosto w oczy. - A jednocześnie kobietę, którą kochałem nad życie.
- Hoo - zarechotała Czelabińska. - Śmieszne. Bo ta kobieta właśnie jest ponad życiem. Przez ciebie - powiedziała głośno.
- Nie wiem - powiedział Piszczek zdecydowanie. - Ale sądzę, że obwinianie mnie nie jest na miejscu. Zrobiłbym WSZYSTKO żeby żyła.
- Zabawne, bo nie zrobiłeś nic - zarechotała jeszcze bardziej pretensjonalnie. - Dobra panie piłkarz - usiadła na wprost Łukasza, zakładając ręce na stole - to trochę inaczej. Jak wychowasz teraz Sarę, skoro ciągle latasz po boisku za kokosem?
- Poradzę sobie, to już moja sprawa, ale choćbym miał się rozdwoić, zrobię to - powiedział zdecydowanie.
- Co moja córka w tobie widziała? - Pokręciła głową matka Ewy, spoglądając na Piszczka pogardliwie. - Naszą Ewę już zniszczyłeś, nie zrobisz tego samego z naszą wnuczką. My się nią zajmiemy. Zabieramy ją! - Krzyknęła na całe pomieszczenie.
Wszyscy obecni zamarli w bezruchu. Łukasz jednak przełamał ciszę, donośnie się śmiejąc.
- Państwo żartują, tak? - Spytał, wyraźnie rozbawiony.
- Albo po dobroci, albo widzimy się w sądzie. Nie zniszczysz dziecka naszej zmarłej córeczki - warknęła Czelabińska.
- Mam nadzieję, że jednak państwo żartują - Piszczek uniósł brwi.
Henryk odłożył kieliszek i wychylił się powoli w stronę Łukasza.
- Absolutnie nie - powiedział z grobową powagą.
Łukasz był maksymalnie wściekły i zaskoczony.
- Nigdy - zaprotestował. - Nie oddam jej.
- Ciekawe co na to prokurator - Czelabiński dopił zawartość kieliszka i ubrał swoją marynarkę. - Zosiu, wychodzimy. A z tobą kochany zięciu, zobaczymy się niedługo.
Czelabińscy opuścili lokal, zostawiając Piszczka sam na sam z oszołomionym tłumem ludzi.
Błaszczykowski złapał się za głowę i podszedł do Łukasza.
- Chyba ich pojebało, że odbiorą ci Sarę - zaśmiał się cicho. - Nie mają szans.
- Chcą wojny... to będą ją mieli - stwierdził i spojrzał przyjacielowi w oczy. - Szanuję ich, bo to rodzice Ewy, ale Sary nie dostaną.
Wymienili z Błaszczykowskim wymowne spojrzenia.
..........................................
Po pół roku, to chyba mogę napisać tylko - voila!
Nie wierzę w to sama, ale płakałam pisząc tą część.
Następny rozdział - nie znacie dnia ani godziny xd
HEUTE NACHT
DEUTSCHLAND
WELTMEISTER
Naaaareszcie!
OdpowiedzUsuńI po pierwsze to mam nadzieję że na następny nie muszę czekac kolejne pół roku ??
Wydaje mi się że Piszczkowi dopiero teraz zaczną się problemy... Problemy o nazwie TEŚCIOWIE. Ale Ola mu pomoże prawda ? :)
Faktycznie, myślę, że tym razem "trochę" mniej czekania :))
UsuńPozdrawiam!
JEZUSIE ILE TY MI KAZAŁAŚ CZEKAĆ NA TEN ROZDZIAŁ.
OdpowiedzUsuńChyba było warto, bo jest wprost epicki. Z jednej strony szczerzyłam się jak głupia, że już coś jest, a z drugiej płakałam.
Chciałabym mieć twój talent do opisywania emocji, bo gdy ja coś takiego zaczynam pisać, po przeczytaniu można się zapowietrzyć ze śmiechu, więc nie próbuje. Ty to robisz idealnie.
Mam tu ochotę napisać 24097321 komplementów odnośnie tego rozdziału, ale natchnęłaś mnie do pisania rozdziału i aż mnie wena roznosi od środka.
Napiszę tylko, że nie będę czekać kolejne SZEŚĆ MIESIĘCY na rozdział. Znajdę Cie, porwę, zamknę w piwnicy z laptopem i Cie nie wypuszczę jak nic nie napiszesz.
Dobra, przepraszam, słońce dziś mocno grzeje i chyba mi mózg lasuje. Przepraszam.
Czekam na nowy, pozdrawiam ;)
♥
Palma mi chyba po tych słowach odbije, no jak nic :D
UsuńNapiszę lakonicznie: dziękuję baardzo ♥
Że niby nie umiesz opisywać emocji? Żartujesz chyba, bo emocje Twoich bohaterów odczuwam zawsze. A co do tej subtelnej groźby pod koniec, jest dla mnie bardzo motywująca i cieszę się, że wena Cię roznosi, bo nieustannie czekam na nowy rozdział :3
No to masz......
Usuńhttp://majeeks.blogspot.com/2014/07/ii-rozdzia-3.html
Zapraszam ;3
WSPANIALE ! Po prostu WSPANIALE ! Że to niby ja dobrze pisze ? Dziewczyno, do pięt Ci nie dorastam ! Ten rozdział wywołam we mnie tyle emocji na raz, że wow ! :) Łza się w oku zakręciła, kiedy czytałam moment pogrzebu, biedny Łukasz : < Dobrze, że ma wsparcie Kuby, cudowny z niego przyjaciel, bardzo podoba mi się jego postać w tym opowiadaniu, ciepły i miły a jednocześnie stanowczy, świetne połączenie : ) Rodzice są bez serca, jak w ogóle mogli się tak zachowywać, w życiu nie dostaną Sary, nie mogą ! Mam nadzieję, że powróciłaś na dobre i wkrótce znowu uraczysz nas takim pięknym rozdziałem : ) Nie mogę się doczekać ! ! :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam serdecznie :*
Tak się cieszę, że odnalazłam jakiegoś bloga o Piszczku!
OdpowiedzUsuńAle nie sądziłam że będzie taki dobry!
Jestem pod wrażeniem:)
Szkoda mi trochę Ewy:c
i Łukasza też!
Mam nadzieję, że jakoś się ułoży.
Czekam na nn
W międzyczasie zapraszam do siebie: http://kochac-nie-znaczy-miec.blogspot.com/