sobota, 19 października 2013

Część X - Bóg wie gdzie

Talk to me softly 
There's something in your eyes 
Don't hang your head in sorrow 
And please don't cry 

          Guns N' Roses - Don't cry

Przerwawszy wreszcie płacz, Laskowska głośno westchnęła.
- Więc... - zaczęła mówić, ocierając łzy. - Ja nie wierzę, że to przypadek. Mój ojciec ginie, gdy przyrodniemu bratu-spadkobiercy wychodzą tysiące długów. I to ja mam podpisywać zgodę na sekcję zwłok - zatrzęsła się i złożyła ręce jak do modlitwy, zasłaniając nos.
- Być może - Ola złapała Kingę za rękę. - Ale na razie nie możesz go winić.
- To co mogę kurwa zrobić ? - Kinga wstała i zaczęła kręcić się po pokoju.
- Viruś... - jęknęła Ania. - My...
- Jesteśmy tu, żeby ci pomóc - dokończyła Ola. - Ale ze stratą musisz pogodzić się sama. A jak chcesz się wyżyć, to możesz potłuc się z Anią - spojrzała na przyjaciółkę.
- Wiem o tym - Kinga zamknęła oczy, lekko się uśmiechając. - Muszę się uspokoić. I oswoić.
Dziewczynę znów zalał potok łez. Zbliżyła się do przyjaciółek, które ją objęły.
- Przechodziłyśmy przez tyle bagien, że teraz też musimy dać radę - zaśmiała się Anna. - Zostanę z tobą dłużej, za tydzień mam zgrupowanie kadry.
- Ja będę musiała wrócić - wypuściła powietrze Chmielewska. - Ale wyrwę się i znów przyjadę, gdy tylko będę mogła.
- Dzięki, jesteście najlepsze - przyciągnęła je ramionami do siebie. - Teraz tylko się boję, że ten zadufaniec wywali mnie i mamę z domu. Jak zabierze wszystko, to nawet zakładu nie dam rady utrzymać...
- Co ? - Chrypnęła Stachurska.
- Dostał wszystko - prychnęła Kinga. - Przewalone.
- Tak łatwo się nie damy - warknęła Ania. - A jak coś, przenocujecie u mnie.
- I nie jesteś niczemu winna - dodała Ola. - Twoim jedynym problemem powinien być tata.
- Racja - wyprostowała się Laskowska - A brat jeszcze zobaczy.
- I o to chodzi - roześmiała się Anka.
- Co prawda... - prychnęła Viru. - Ostatnie o czym marzyłam, to prowadzanie się po sądach.
```````````````````````````````````````
- Wiesz co stary - mruknął Goetze. - W sumie dobrze, że to koniec z Caroline.
Marco nadal obarczał przyjaciela nieprzytomnym wzrokiem.
- A z tą Olą na serio ? - spytał Mario.
- Sam nie wiem - westchnął. - Ona traktuje mnie jak przyjaciela.
- Ojj - zmarszczył się Goetze. - Źle. A Ty ?
- Nie wiem - wzruszył ramionami Reus.
- Czyli tak. Kiepska sprawa.
- Dzięki za pocieszenie - sarknął Marco.
- Do usług - brunet poruszył udem jak striptizerka. Marco zaśmiał się i wskoczył przyjacielowi na plecy. Za chwilę usłyszeli krzyk Lewandowskiego:
- Mam to w dupie! - Robert trzasnął drzwiami od szatni, zostawiając za nimi zdenerwowanego Błaszczykowskiego.
- Znowu ? - Skrzywił się Mario.
- Też masz jakiś problem ? - Spytał Lewy z grobową powagą. Goetze podniósł ręce do góry, a Robert ruszył w kierunku prysznica. Za chwilę do szatni wparował Kuba i wziął z wieszaka swoje obuwie. Reus podszedł do niego.
- Nie przejmuj się nim, kobiece dni - skwitował Marco. - Jutro mu przejdzie.
- Z chęcią pomogę mu przejść - zarechotał zirytowany Błaszczykowski.
Mario i Marco jeszcze chwilę przypatrywali się, jak Kuba kręci się po szatni.
- Muszą mieć okres w tym samym czasie ? - Szepnął Marco.
- Słyszałem - warknął Błaszczykowski i opuścił szatnię.
Mario podniósł się z ławki i objął Marco za szyję. 
- Dziś, tylko ty, ja, Barca z Chelsea i zimnie piwo.
- Zrozumiałem skarbie - poruszył brwią Reus.
 ```````````````````````````````````````

Ola z Konradem siedzieli na kanapie, w domu swoich rodziców. Ich mama wyszła, aby zaparzyć więcej herbaty.
- To co zrobimy ? - Przerwał ciszę Konrad.
- Nie sądziłam, że kiedyś zadasz mi takie pytanie - Ola udała wzruszoną. - Gdzie jest ojciec ?
- Bóg wie gdzie. Raczej w pracy, miał jechać gdzieś w okolice Ukrainy na spotkanie biznesowe.
- To jest to - doznała olśnienia. - Wyślijmy ich na wycieczkę!
- Nie chcą ze sobą rozmawiać - prychnął Konrad.
- Bracie adwokacie - Olka poklepała go po ramieniu. - Będę tu za półtora tygodnia, a ty zrób wszystko, żeby ojciec też był. Zrobimy jesień średniowiecza - zatarła ręce.
- Teraz to się boję - odsunął się od niej. Siostra spojrzała na niego wilkiem. - Dobra, już dobra. Postaram się.
- No. Mówię ci, to się uda.
W tym samym momencie do pokoju weszła starsza Chmielewska, niosąc ostrożnie mały imbryczek.
- Co się uda ? - Spytała.
- Niedługo uda mi się wziąć wolne i znowu przyjadę - odpowiedziała Ola.
- Dobrze, że będziesz. Ta Kinga to by się zupełnie załamała bez ciebie i Ani - westchnęła siwowłosa.
- Wiesz coś o tym ? - Spytała Olka.
- Sąsiedzi gadają jak wcięci. Znaczy, nie wierzę im, ale słucham - zaśmiała się kobieta. - Tadek nie żyje, podobno wszystkie pieniądze zapisał temu Kingi bratu, Adamowi. Jedni to nawet się posuwają do tego, że on dolał coś Tadziowi do kawy...
- Też to słyszałam - odparła Ola. Konrad wyglądał na wyraźnie zszokowanego.
- Ale to nie wszystko - ciągnęła dalej. - Podobno chce je wyrzucić na bruk, a narzeczony Kingi, jak dowiedział się, że nie ma pieniędzy, to z nią zerwał.
- Że co do cholery ? - Wściekła się młoda Chmielewska. - Kinga nic o nim nie mówiła...
- Ale... - zawahał się Konrad. - Trzeba jej dopytać, to mogą być tylko plotki.
- Wiem. Ale bagno, nawet kasy na prawnika nie będzie...
- A kto siedzi obok ciebie, przepraszam ? - Oburzył się Konrad. - Dla Kingi mogę i za darmo.
- Jesteś wielki - Ola przytuliła brata. - Viru się strasznie ucieszy.
Porozmawiali jeszcze dłuższą chwilę, dopóki Konrad nie musiał pędzić na jakieś spotkanie z klientem. Olka wyszła razem z nim, jednak rozeszli się w przeciwne strony. Gdy dziewczyna była w okolicach Alei Zielenieckiej, ktoś ją zaczepił.
- Cześć - powiedział Daniel. Świetnie, spotkanie z byłym, niezły żart.
- Cześć - odpowiedziała bez emocji.
- Możemy pogadać ? - Zacisnął usta.
- Wybacz, trochę się spieszę - uśmiechnęła się i zostawiła go obok ławki, ruszając przed siebie.
 ```````````````````````````````````````

Oli jeszcze szumiało w głowie po kilkudziesięciu godzinach jazdy pociągiem. Ledwo wpadła do domu, a już musiała pobiec do pracy. Zaczęła od pojawienia się w gabinecie szefa, który chciał ją widzieć.
- Pani Olu - zaczął kierownik. - Mam dla pani świetną wiadomość. Jesteśmy z pani bardzo zadowoleni, a klienci w dużej mierze chcą widzieć się tylko z panią.
- Miłe zaskoczenie - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Mam dla pani propozycję - oświadczył Niemiec. - Co pani powie na założenie gabinetu we własnym domu ? Chcemy rozszerzyć naszą działalność, ludzie chcą przychodzić częściej, a skarżą się, że mają daleko. Oczywiście, otrzyma pani dofinansowanie oraz dodatkowe wynagrodzenie. Nadal pracowała by pani w ośrodku, jednak posiadałaby i prywatny gabinet.
- Naprawdę ? - Otworzyła szeroko oczy.
- Oczywiście - powiedział.
- Świetnie, z wielką chęcią - zgodziła się.
- Cieszę się - powiedział rozpromieniony. - Wziąłem pod uwagę, że mieszka pani na ósmym piętrze. Na nasz fundusz zostanie pani przeniesiona na pierwsze, a gabinetem zajmą się fachowcy.
- Naprawdę dziękuję, to duże wyróżnienie - zajaśniała.
Uścisnęli sobie dłoń, a Olka popędziła zszokowana do swojego gabinetu. Nie obyło się bez szybkiego telefonu do Anki i Kingi oraz Konrada. Zajęła się przeglądaniem kart, gdy zadźwięczał jej telefon. Zamarła, gdy zobaczyła, że na wyświetlaczu widnieje "Piszczek".
Szybko odebrała telefon.
- Cześć Ola - usłyszała wesoły głos Łukasza. - Moglibyśmy pogadać ?
- Hej, jasne - zaśmiała się do słuchawki.
- To świetnie - ucieszył się. - Mogę do ciebie wpaść o szesnastej ?
- A dałbyś radę o siedemnastej ? Kończę dopiero pół godziny po szesnastej - westchnęła.
- Pewnie, nie ma problemu. To do zobaczenia - rozłączył się. 
 ```````````````````````````````````````

Łukasz odłożył telefon. Cieszył się, że zadzwonił do Olki. Z Ewą było już naprawdę miernie. Gdy teściowie przyjechali na trzy dni, żeby zobaczyć Sarę - myślał, że zwariuje. Węszyli ile się dało, ewidentnie im coś nie pasowało. I mieli rację. Cholera, najgorsze jest to, że mieli zupełną rację. Niby Piszczkowie byli już u lekarza, który stwierdził, że zmniejszony apetyt to nic strasznego. A Ewka nie tylko kolosalnie schudła, ale i posmutniała. Przy Łukaszu nie dawała żadnych znaków, że coś mogłoby być nie tak. A ten doktor, który dał Piszczkowi wizytówkę, nachalnie nie odbiera.
- Kochanie, chodź na chwilę - Ewa zawołała Łukasza z salonu. Z córką na rękach, mężczyzna pojawił się w progu. - Kuba i Robert jutro przyjdą ?
- Nie wiem, powinni być - zmarszczył czoło Łukasz. - Pożarli się jak zawsze, a Anka jest w Polsce, więc Lewiźnie nie ma kto do rozumu przemówić.
- No tak, sama Aga nie da rady - zaśmiała się Piszczkówna i pogładziła małą Sarę po policzku. - Co ten tata cię tak nosi ? Zwariował do reszty.
- To akurat fakt - zaśmiał się się Łukasz i pocałował Ewę w usta.
- Oj ty - westchnęła. - I zrób coś, żeby obie marudy jutro przyszły.
- Da radę - puścił jej oko.
..........................................
Wybaczcie, że tak długo... Jakoś nie mogłam się do tego zabrać.
Nie obiecuję żadnych regularności, wtedy będzie najregularniej xD

2 komentarze:

  1. Świetnie piszesz. Uwielbiam to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahahha no to ten se się spóźniłam z komentarzem ;* ogólnie to fajnie ! Uśmierć już Ewę. Ależ ją wredna hahahahah :) Ola i Piszczek , piszczek i Ola ... ALEKSANDRA CHMIELEWSKA - PISZCZEK ... Fajnie no nie ? Pozdrawiam cieplutko ;**

    OdpowiedzUsuń