What I've know
Never shined through
in what I've shown
Never be
Never see
Won't see what might have been
Metallica - The Unforgiven
- Nie – powiedział
wystraszony. – Nigdy się na to nie zgodzę.
- Nie wiem Łukaszu czy
zdajesz sobie z tego sprawę, ale wkrótce i tak będziesz musiał to zrobić –
zarechotał złowieszczo czarnowłosy mężczyzna.
- Nie oddam Ci jej – spojrzał
na Ewę, która siedziała skulona w kącie. Na te słowa mężczyzna zaczął rechotać
jeszcze donośniej.
- Więc sam ją sobie
wezmę! A potem… - urwał w pół zdania i spuchł, jakby miał zaraz wybuchnąć.
Piszczek otworzył oczy, gwałtownie podnosząc się z łóżka.
Chwilę pozostał w bezruchu, jednak po chwili zamrugał powiekami i spojrzał na
śpiącą u jego boku Ewę. Co za sen! Przeniósł wzrok na budzik, który wskazywał 05:59 –
miał zadzwonić dokładnie za minutę. Piłkarz wyłączył go szybkim ruchem.
- Wyczucie – szepnął cicho, aby nie obudzić śpiącej
małżonki. Przyjrzał się Ewie jeszcze raz. Blizna na jej policzku już prawie się
zagoiła. Przypomniał sobie, jak dwa miesiące temu spadła ze schodów. Na samą myśl przeszedł go
zimny, intensywny dreszcz. Przed oczami stanęła mu próba ocucenia jej, a także
trudny telefon na pogotowie, podczas którego zapomniał jak się nazywa.
Przybycia ratowników już dokładnie nie pamiętał, chyba go to przerosło. I potem
w szpitalu, gdy dowiedział się, że to jedynie objaw ciąży i niebawem zostanie
ojcem. Spojrzał na wyraźnie zarysowany brzuch ukochanej, chociaż skryty pod
kołdrą, to jednak widoczny. Cieszył się jak głupi, więc co będzie, gdy dziecko
przyjdzie na świat ? Do reszty mu odbije. Doskonale wiedział, że Ewkę powoli
męczy jego nadopiekuńczość, ale taki był. Martwił się, że nie będzie łatwo, gdy
noworodek się pojawi. Zresztą, martwił się chyba o wszystko, o co tylko można
było się martwić. I ten cholerny sen! Trzymał to wszystko w sobie, ale czasem
pękał, wylewając Ewie większość swoich trosk. Czuł, że to ją okropnie męczy,
ale zawsze go pocieszała. Był po prostu szczęściarzem, tylko tak mógł to sobie
wyjaśnić.
Oprzytomniał i rozpoczął poranne czynności. Podczas
niektórych nachodziły go drobne refleksje. Akurat padło na mycie zębów, gdy
doznał olśnienia.
Kurrr… - chrypliwie pociągnął. Nie pomyślał, że wczoraj mógł
zaprosić Ankę i tą Olę na dzisiejszy mecz. To by było bardzo na miejscu.
Przecież rozmawiał o tym z Robertem dłuższą chwilę! Odetchnął głęboko, po czym
splunął pastą na marmurową umywalkę. – Trzeba
jeszcze zdać sobie z czegoś sprawę w trakcie, bo znów wyszedłeś na ignoranta,
ewentualnie idiotę – pomyślał, rozzłoszczony na siebie. – Chociaż, może jeszcze nic straconego ?
```````````````````````````````````````
Chmielewska siedziała w holu, tuż przed brązowymi drzwiami.
Dłuższą chwilę przypatrywała się zamiennie: lekko siwym kafelkom na podłodze,
białym ścianom oraz bukietom w podłużnych wazonach. Lekko się kiwała, czasem
pomachała delikatnie nogą, to znów rozprostowywała plecy. Nie była osobą, która
mogłaby długo wytrzymać w bezruchu, jednak była twarda. Do skraju wytrzymałości
było jej jeszcze daleko. Wtem usłyszała znajomy dźwięk. Niecierpliwie zaczęła
grzebać w torebce, aż w końcu znalazła telefon.
- Tak ? – odebrała lekko nieprzytomnym głosem.
- Co proszę ? TAK ? – poznała rozwścieczony tenor swojego
brata – TAK się składa, że ktoś TAK jakoś miał zadzwonić jak będzie na miejscu!
- Ups – ziewnęła – Wiem Kondziu, wybacz. Wyleciało mi z
głowy, byłam strasznie zmęczona.
- Tak, ziewnięcie, Kondziu, zmęczona – zaśmiał się. – Wiesz jak
mi podnieść ciśnienie.
- Lata wprawy – rzuciła chłodno.
- Eh… czyli żyjesz ? – cyknął.
- Właśnie jestem przed gabinetem nowego pracodawcy, więc to
się jeszcze okaże – odparła.
- Wiesz, standard. Puść SMS po wszystkim, odezwij się czasem
– roześmiał się. – Nie wierzę, że to mówię. Dobra, mniejsza. Powodzenia!
- Ehe, nie dziękuję. Trzym się.
- Ty też młoda – zakończył połączenie.
Ola ledwo zdążyła odłożyć telefon, a drzwi się otworzyły.
Wyszedł z nich starszy mężczyzna oraz dwóch młodszych.
- Dziękuję państwu za propozycję, pozostaniemy w kontakcie –
uścisnął ich dłonie, po czym patrzył, jak kierują się w stronę drzwi wyjściowych. Rychło przeniósł wzrok na blondynkę zajmującą miejsce w holu.
- Pani Aleksandra Chmielewska ? – wyszczerzył się.
- W rzeczy samej, sekretarka poleciła mi tu poczekać, aż
zakończy pan spotkanie – odpowiedziała pewnie.
- Naturalnie. Proszę, niech pani wchodzi – odsłonił jej ręką
drzwi gabinetu. Dziewczyna podążyła w ich światło, a za nią wkroczył dyrektor.
- Niech pani usiądzie – wskazał jej krzesło.
- Dziękuję – uśmiechnęła się.
- Zdaje się, że rozmawialiśmy dwa miesiące temu, gdy byłem w
Polsce ? – przyjrzał się studentce.- Jak pewnie pani pamięta, nazywam się
Nicolas Schrodinger.
- Tak, zgadza się, pamiętam – odrzekła.
- To świetnie. Przejdę do rzeczy. Zdaje sobie pani sprawę, dlaczego
to panią wybraliśmy na stanowisko dietetyka ? Nieliczne grono może u nas zdobyć
tą posadę – zmrużył oczy.
- Miałam bardzo dobre opinie ze stażu i dobrze idzie mi na
studiach. Pani profesor mnie tu poleciła i jestem jej za to bardzo wdzięczna,
bo wreszcie będę się mogła zrealizować, marzyłam o tej pracy. – Olka widziała,
jak twarz mężczyzny się rozpogadza.
- To prawda, byliśmy bardzo zadowoleni z pani wyników. Mamy
nadzieję, że będziemy zaskoczeni również pani pracą.
- Dam z siebie wszystko – zapewniła wesoło. Schrodinger
spojrzał na leżące na biurku papiery.
- Zacznie pani od
jutra, proszę się stawić na 9:00. Przydzielimy pani gabinet oraz zadania.
Otrzymała pani umowę ? – znów spojrzał na dziewczynę.
- Tak, prześledziłam wszystkie warunki, spełniają moje
oczekiwania – powiedziała delikatnie.
- W takim razie bardzo się cieszę – wstał, co uczyniła
również Ola. Uścisk dłoni zakończył spotkanie.
```````````````````````````````````````
Dzwonek do drzwi rozproszył Anię, która przygotowywała
śniadanie. Z ubrudzonymi rękami dziewczyna podążyła otworzyć drzwi.
- Łukaszek ? – zdziwiła się.
- Mam lepsze pytanie. Robercik śpi ? – walnął najszerszy
wyszczerz jaki mógł.
- No śpi… - powiedziała niepewnie Anka.
- Jaka szkoda – powiedział niby z rozżaleniem, jednak tlił
się w tym wielki entuzjazm. – Kubuś, Marco, wchodzimy!
- No chyba żartujecie ?! – zbulwersowała się Stachurska. –
On śpi!
- Trening za pół godziny, a Lewandoś nagrabił – pokiwał
głową Kuba.
Anka stanęła jak wryta, ale po chwili namysłu rzekła:
- A róbcie co chcecie.
- Taaaaaaaaaaaaaak! – wrzasnęło całe trio, po czym w oka mgnieniu
wparowali do sypialni Anki i Lewego.
Ania z przerażeniem słuchała odgłosów dochodzących z
pomieszczenia obok. Wiedziała, że nie ma sensu się szczypać, wieczni chłopcy
swoje prawa mają.
- Ubieraj się Lewusku – ryknął w końcu Kuba. Ania, która powróciła do krojenia pomidora obejrzała się przez ramię. Z sypialni wychodzili kolejno
kierując się do wyjścia: Robert, ubierający koszulę i chociaż wesoły, to rzucający
pod nosem jakieś bluzgi, za nim rozrechotany Reus i Błaszczykowski, a na końcu
Piszczek. Ten ostatni podszedł do Stachurskiej.
- Słuchaj Ania, wybierasz się na dzisiejszy mecz ?
Dziewczyna uniosła brwi.
- To znaczy… bo pomyślałem… to znaczy wczoraj nie pomyślałem…
żeby zaprosić Ciebie i Olę na ten mecz. Wiesz, dopiero tu przyjechała i wiesz…
pomyślałem… – plątał się, a na twarzy karateki było już widać uśmiech.
- Wiem o co ci chodzi – mrugnęła oczami. – Olka zaraz
będzie, mieszka obok nas. Może zaczek…
- Piszczoooook, chodź! – szprechnął Reus.
- Niezbyt, sama widzisz – skrzywił się. – Przekażesz ? Mecz
jest na Iduna, wiesz jak się dostać.
- Tak, wiem. Jeśli Olek będzie chciał, to pójdziemy –
zagwarantowała.
- Dzięki - uśmiechnął się obrońca.
Robert wychylił się z korytarza:
- Aniula, będę w domu o
szóstej. No, chyba że będziesz na tym meczu, to się już dogadamy co i jak.
- Tak, dobra, okej – powiedziała jakby od niechcenia,
wręczając mu dwie kanapki.
- Kocham cię – pocałował ją w usta, wywołując na jej twarzy
uśmiech.
- Ja ciebie też – odpowiedziała.
Błaszczykowski wykonał coś na rodzaj odruchu wymiotnego:
- Ble, chodź już, ble.
Pędem wyparowali z mieszkania. Ania zamknęła za nimi drzwi,
po czym głośno westchnęła. Wróciła do kuchni, aby przygotować jeszcze porcję dla siebie. Po niespełna minucie znów rozległ się dzwonek do drzwi. Tym razem w progu stała Ola.
- No hej, skarbie - poruszyła brwiami Anka. - Ten Piszczusiek to przyznaję, szczęściarz.
- Co ? - wykrztusiła zdezorientowana Chmielewska.
- Nic słoneczko, na mecz idziemy. A nasz szczęściarz jest szczęściarzem, bo ma nie tylko zapłon, wyrobić też się umie. Nie widziałaś chłopaków ?
Umm... nie ? - mina Olki była zniewalająco dziecinna.
..........................................
Załamka po LM. Bayern ma szczęście, bo wygrał z najlepszą drużyną świata.
Hmm, o ile ktoś czyta te wypociny, to proszę o komentarze - od tego zależy, czy coś się dalej będzie pojawiać. Chyba jak każdy, chciałabym pisać dla kogoś :)
..........................................
Załamka po LM. Bayern ma szczęście, bo wygrał z najlepszą drużyną świata.
Hmm, o ile ktoś czyta te wypociny, to proszę o komentarze - od tego zależy, czy coś się dalej będzie pojawiać. Chyba jak każdy, chciałabym pisać dla kogoś :)
Świetne i czekam na dalszy ciąg !
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do siebie ;)
http://thiswonderfulworld0.blogspot.com/
Hej:). Super blog. Taka mała prośba na początek mogłabyś dodać obserwatorów, miałabym twój blog zawsze pod ręką i nie zginąłby mi;). Jak dodasz to przyślij mi informację na e-mail: Alexis139916@interia.pl . Jestem bardzo ciekawa tego co się będzie działo na meczu! Jak możesz to dodaj następny rozdział jak najszybciej;).
OdpowiedzUsuń